sobota, 28 września 2013

Wodospad - Joyce Carol Oates


Całkiem niezła książka, której lektura jednak wyjątkowo mnie zmęczyła.

Zaczyna się mocnym akcentem- rok 1950, nowożeńcy- Ariah i Gilbert, spędzają miesiąc miodowy nad Niagarą. Po fiasku nocy poślubnej Gilbert rzuca się do wodospadu.
Ariah jakoś udaje się pozbierać po tym wydarzeniu, ale naznaczy ono na zawsze jej dalsze życie. Uzna, że jest przeklęta, i choć niebawem uda jej się stworzyć kolejny, tym razem udany związek (z adwokatem Dirkiem Burnabym), będzie już do końca wyglądać kolejnej katastrofy, przewidywać najgorsze, wyglądać czającego się nieszcześcia.
Wszystkie jej działania mają na celu zabezpieczenie się (emocjonalne i finansowe) przed sytuacją, gdy straci także Dirka. Okazuje się zresztą, że faktycznie, w końcu traci drugiego męża, ale w sposób, którego nikt nie mógł przewidzieć.
Jednak żadne działania, które miały przygotować grunt pod najgorsze, nie uchroniły Ariah i jej trojga dzieci, przed tym , co faktycznie musieli przejść i nie ułatwiły przeżycia żałoby, utraty a potem życia bez ojca i partnera.
Mijają lata, każdy radzi sobie z tą wyrwą w ich życiu na swój sposób: Ariah- poprzez całkowite wyparcie Dirka ze świadomości i pamięci, jej synowie (każdy oddzielnie)- próbują wyjaśnić tajemnicę jego ostatnich chwil, uda się to jednak tylko najmłodszej z rodzeństwa- nastolatce Juliet.


Plusy ksiażki- wiarygodność psychologiczna- doskonale sportretowana jest główna bohaterka- jej walka najpierw z traumą po samobójstwie pierwszego męża, której nie jest w stanie przezwyciężyć, potem wyparcie części swojego ja po śmierci Dirka. Minusem tego doskonałego sportretowania bohaterki jest to, że jest wyjątkowo wkurzająca.
Człowiek czyta, i męczy się razem z ludźmi, którzy musieli z nią przebywać.
Świetnie oddane są również charaktery pozostałych bohaterów- zwłaszcza rodzeństwa Bunburych.
W przewrotny sposób książka ma pozytywne przesłanie i daje nadzieję- dla mnie kolejny plus. No i ostatni- jeśli chodzi o stosunki dzieci- rodzice bazuje raczej na pojęciu "wystarczająco dobrego rodzica" a nie skandynawskiego "rodzic musi być idealny".
Być może kogoś zainteresuje też tematyka ekologiczna.
Jeśli wydaje się wam, że dacie radę przez 450 stron obcować z wyjątkowo neurotyczną bohaterką, to polecam tę książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz