piątek, 1 sierpnia 2014

Magdalena Samozwaniec "N ustach grzechu"

Dawno już tak się nie uśmiałam podczas czytania lektury! Na dodatek nieświadoma tego, że jest to satyra słynnego dzieła H. Mniszkówny "Trędowata". Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie: pierwsze spotkanie literackie z Magdaleną Samozwaniec, dziwnie słodko romantyczna historia, przesłodzone opisy, przekoloryzowane postacie... Wniosek - albo pisarka wypiła zbyt dużo szampana, albo oczytała się zbyt wielu romansów, albo kompletnie jej się ta powieść nie udała ( w co uwierzyć po prostu nie mogłam!). A historia to taka:

Młodziutka Steńka Dorycka - piękna, szczupła, olśniewająca - mknie konno przez lasy i pola. Wiatr we włosach, szum w uszach i nieodparte uczucie wolności przerywa gwałtowne pojawienie się nieznajomego. Hrabia Zenon Kotowicz poznał jednak swą muzę. O tak - to ta jedyna, bez której żyć nie będzie już umiał. Rzuca się więc na nieszczęsną Stenię i czyni wyznania miłości. Dziewczę odrzuca gwałtowne zaloty, lecz w sercu pozostaje kropelka żaru, która wkrótce przeradza się w odwzajemnioną miłość. Niestety, nie jest ima dane być ze sobą, gdyż matki znalazły już dla obojga odpowiednie partie. Dziewczę co rusz mdleje, panicz roni łzy i topi smutki w ramionach kochanki. Cóż innego pozostaje młodym kochankom... Czy będą mogli bez siebie żyć..?

Historia tak kiczowata i usłana tysiącami kwiecistych opisów, od których aż bolą policzki (od śmiechu oczywiście), że początkowo myślałam o porzuceniu lektury. Coś nie dało mi jednak spokoju i zasięgnęłam języka w innych źródłach. Jakże chętnie wróciłam do czytania, gdy tylko okazało się, że to satyra i że autorka nie byle kogo wzięła na tapetę! Niestety nie było mi dane zapoznać się z powieścią H. Mniszkówny i wcale mi do tego nie spieszno. Chociaż pewnie tylko po zapoznaniu się z ośmieszoną lekturą zrozumiałabym najlepiej wszystkie smaczki zawarte w "Na ustach grzechu".

Na koniec tylko dodam, że w wydaniu, które miałam okazję przeczytać (e-book, Replika 1012) znajduje się także "Kręgowata", czyli kilkustronicowa "Trędowata" w wydaniu PRG-owskiej traktorzystki i młodego inteligenta, anegdotki opisujące próby wydania "Na ustach grzechu", spotkanie Samowaniec z Mniszkówną i inne smaczki. Bardzo polecam tę lekturę!

sobota, 26 lipca 2014

Jarosław Iwaszkiewicz "Panny z Wilka"

Literatura polska skrywa przede mną niezgłębione zasoby ciekawej, intrygującej i jakże różnej prozy. Życia pewnie mi nie starczy, by odkryć wszystkie perły, diamenty i rubiny, ale będę się starać odnaleźć choćby część z nich. Ostatnio właśnie na coś takiego się natknęłam, zupełnie nieświadomie. Chciałam złożyć mój mały prywatny hołd kolejnemu z tegorocznych Jubilatów - Jarosławowi Iwaszkiewiczowi (120 rocznica urodzin), którego twórczości do tej pory nie znałam. Tak, wiem, że to wstyd, ale nie będę ukrywać, że większość znanych i lubianych polskich pisarzy jest dla mnie literacko nieznana. Nie spotkałam dotąd na swej drodze nikogo, kto wskazałby mi dobrą polską literaturę. Więc odkrywam ją teraz, sama i trochę po omacku. I bardzo się z tego cieszę!

Po tym nieco przydługim wstępie chciałabym skupić się na wrażeniach i odczuciach, jakie pozostawiły we mnie "Panny z Wilka", albo raczej ten jeden rodzynek wśród nich - Wiktor Ruben. Są lata 20te XX wieku. Czasy rozkwitu polskich miast i miasteczek, polskiej inteligencji, ale i czasy miłości do polskiej tradycyjnej wsi. Polska powstała! Wiktor zaś zaczyna powoli upadać. Dojrzały mężczyzna, którego młodość i ambicje przekreślił udział w I wojnie światowej, czuje się coraz bardziej zmęczony życiem. Został sam, choć wokół stale panował gwar i harmider. Jako zarządca folwarku dla ociemniałych nie spełniał się życiowo. Na dodatek stale wracał myślami do przeszłości, do czasów spędzonych w Wilku...

Gdy więc lekarz nakazał mu długi urlop, nie zastanawiał się długo i ruszył do wujostwa. Od nich przecie kilka minut do dworku w Wilku, do panien, o których zachował ciekawe wspomnienia. Piętnaście lat ich nie widział, a jednak gdy przekroczył próg posiadłości, wspomnienia powróciły  - ten sam gwar, ta sama radość, te same twarze. A jednak nic nie jest już takie samo - każda z nich: Julcia, Kazia, Jolka, Zosia i Tunia ułożyły sobie życie bez niego. A Fela..? Fela odeszła i nikt już o niej nie pamięta, nikt oprócz Wiktora. Czego jednak miał się spodziewać? Przecież był tylko ich korepetytorem... Jednak po dłuższym pobycie okazuje się, że i one zachowały o nim wspomnienia, że i one zapamiętały na zawsze młodego Wiktora, każda na swój sposób.

Opowiadanie kipi od emocji. Czytając czuje się duchotę tego miejsca, i nieistotne są krajobrazy, pogoda, pora roku. Najważniejsze są relacje międzyludzkie, konfrontacja pomiędzy wspomnieniami a teraźniejszością. Tysiące niedomówień, obaw, nadziei, marzeń... Miłość, przyjaźń i to, co boli najbardziej - obojętność. Wszystko na tych kilkudziesięciu stronach. Czyż trzeba pisać ogromne epopeje, by oddać emocje i sens historii? Nie. Wystarczy kilkadziesiąt stron i człowiek czuje się w pełni usatysfakcjonowany.

Zaskoczyło mnie to opowiadanie. Czytając biografię Iwaszkiewicza oczekiwałam prozy ostrej, silnej, nieprzebierającej w słowach i odważnej. Otrzymałam natomiast subtelność, lekkość, delikatność, wszystko okraszone ciężką mgłą tajemnicy. I to było piękne! Oczywiście nie było najwspanialsze dzieło, jakie kiedykolwiek czytałam. Wzbudziło we mnie jednak to, co najważniejsze - głód czytania, chęć poznania i radość odkrywania. W kolejce już czekają następne opowiadania: "Brzezina" i "Matka Joanna od aniołów". Niebawem też skonfrontuję "Panny z Wilka" z ich filmową adaptacją, a kiedy to zrobię, na pewno podzielę się z wami wrażeniami.

czwartek, 10 lipca 2014

Maria Nurowska "Listy miłości"

Od dłuższego czasu miałam chrapkę na prozę Marii Nurowskiej. Nigdy dotąd nie miałam szansy zapoznać się z jej twórczością, ale z okazji okrągłej rocznicy urodzin, którą pisarka w tym roku obchodziła, postanowiłam przeczytać coś ciekawego. Spośród wielu książek największe ochy i achy widniały przy "Listach miłości". Chwilę się wahałam, nie lubię powieści nawiązujących do II wojny światowej, tu jednak główna akcja miała toczyć się w latach powojennych. Więc zdobyłam ebooka, zasiadłam wygodnie i zanurzyłam się w lekturze...

Nurowska przedstawia nam historię Elżbiety Elsner, żydówki mieszkającej wraz z ojcem (profesorem filologii) w warszawskim getcie. By przeżyć ten ciężki czas piętnastoletnia Elusia musiała przejąć inicjatywę opieki nad domem oraz tatą, niezdolnym do jakiejkolwiek pracy. Pomogła jej w tym współlokatorka Wiola, wprowadzając w profesję prostytutki. Trudne początki wkrótce zamieniają się w obojętność, a zakochany w Elżbiecie niemiecki oficer pomaga jej wydostać się z getta - pragnie ją poślubić i wieść z nią przykładne życie. Śmierć ojca pomaga Elusi podjąć decyzję. Jednak znajdując się poza bramą, kobieta ani myśli udać się do kochanka, wchodzi do pierwszej lepszej kamienicy i puka do nieznanych jej drzwi. Zostaje przyjęta bez słowa, rozpoczyna nowe życie, jako Krystyna Chylińska.

Wkrótce poznaje miłość swego życia- syna właścicielki mieszkania, Andrzeja Korzeckiego. Dzięki niemu i dla niego będzie się starała żyć innym życiem, stać się kimś zupełnie innym. Ukryje przed nim swą przeszłość i swoje pochodzenie - wybranek jej serca jest antysemitą i raczej nic nie zmieni jego postawy. Tylko jak tu żyć obok siebie? W jaki sposób udawać kogoś, kim się nie jest? Co zrobić, by Elżbieta Elsner mogła stać się Krystyną Korzecką nie tylko w oczach innych lecz przede wszystkim swoich? Podwójne życie będzie prześladowało ją dniami i nocami. Wspomnienia, znajomi ludzie z tamtej strony, pożądanie, miłość, przyjaźń i wieczny przerażający lęk będą nieodłącznymi towarzyszami jej życia. Czy kiedykolwiek będzie w stanie to zmienić..?  

Powieść pisana w formie listów, których autorką była główna bohaterka - Elżbieta Elsner/ Krystyna Korzecka, nie wpłynęła pozytywnie na odbiór jej historii. Listy były długie i tak naszpikowane emocjami, że po kilku stronach zmuszałam się do przedzierania się przez wieczny płacz, lęk, wstyd... Za dużo tego, za gęsto. Zmęczyła mnie ta lektura. Dużo seksu, skomplikowane relacje, wciąż nowe problemy. Ani na chwilę życie Elżbiety nie zwalniało tempa. Nie dała mi ani na chwilę odetchnąć, uspokoić się i przemyśleć. I choć historia młodej polskiej żydówki stworzona przez Nurowską jest bardzo ciekawa i wiarygodna, to jednak tylko chwilami powieść porywała mnie i ciekawiła, a potem wracało znużenie.

Jest to proza kobieca i lektura dla kobiet. Panowie pewnie też odnaleźliby tam coś dla siebie. Ja niestety nie gustuję w tej formie narracji i dawkowaniu emocji. I chyba póki co podziękuję pani Nurowskiej za dalszą znajomość. Być może po paru latach sięgnę po jej kolejną książkę - będę wtedy bardziej dojrzała i doświadczona przez życie, może wtedy zrozumiem i polubię..

środa, 28 maja 2014

Wojciech Cejrowski "Gringo wśród dzikich plemion"

Nareszcie! Chciałoby się krzyknąć. Nareszcie! Od tylu lat planowałam przeczytanie tej książki i nigdy nie było odpowiedniej chwili, dostatecznej motywacji. A "Gringo.." cierpliwie czekał na swoją kolej. A ja w końcu zwiedziłam spory obszar dzikiej, pierwotnej amazońskiej dżungli. I spotkałam Indian, moich ukochanych czerwonoskórych Indian! Wspaniale!
No, może nieco przesadziłam z tą fascynacją. Historie opisywane przez Wojciecha Cejrowskiego - znanego antropologa, poszukiwacza przygód i nieznanych plemion w dorzeczu Amazonki, a ponadto bardzo kontrowersyjnego człowieka o skrajnych i dziwnych czasami poglądach - były bardzo ciekawe, nie przeczę. Opisywały miejsca, których większość ludzi nigdy nie zobaczy, nawet w telewizji. Opisywały też rośliny i zwierzęta, o których istnieniu nie miałam zielonego pojęcia. Przede wszystkim jednak opisywały liczne, bardziej lub mniej niebezpieczne, przygody, jakie w trakcie kilku(nastu?) wypraw przeżył autor książki. Od niektórych z nich włos jeżył się na głowie, inne śmieszyły mnie niezmiernie. 

Być może należałoby w kilku słowach streścić tę książkę? A może lepiej nie - tyle już opinii, recenzji, publikacji na temat "Gringo.." popełniono, że nie będę się już powtarzać. Zwrócę tylko uwagę na to, co mnie zaskoczyło, co zachwyciło, a co mi się w tej książce nie podobało (bo takie chwile też bywały).
Zachwyty: ciekawy styl pisania, radość i absolutna duma z tego, co autor przeżył, czego doświadczył. Niewątpliwie już po kilku stronach książki można poczuć, jak bardzo Cejrowski kocha to, co robi, jak go to całkowicie pochłania i jak bardzo pragnie się z nami podzielić swoją fascynacją. Zaimponował mi także tym, że otwarcie przyznawał się do strachu oraz tej wielkiej włochatej i kosmatej, czyli PANIKI - nie zgrywał tu macho, którego tak często kreuje w telewizji. Poza tym opisał tamten świat takim, jakim jest naprawdę. Nie koloryzował, nie idealizował. Za to go cenię. No i za to, że przeżył. Ja pewnie nie wyszłabym stamtąd na własnych nogach...
Zaskoczenie: Blondynka. Byłam przekonana, że nie wspomni o niej ani słowem. A tu, na końcu książki, nagle pojawia się ona. I bardzo dobrze, bo właściwie gdyby nie ona, to Cejrowski nie byłby tak popularnym antropologiem i znawcą amazońskiej dżungli (choć to moja prywatna i całkowicie subiektywna opinia). Trochę mniejszym zaskoczeniem, i niekoniecznie pozytywnym, było dużo historii okołoamazońskich - różne przeprawy celne, spotkania z żołnierzami, dyskusje. Tego się w książce nie spodziewałam, a otrzymałam aż w nadmiarze.
Zniecierpliwienie: niestety bywały w "Gringo.." też i takie chwile, gdy odkładałam książkę na stolik i przez kilka dni po nią nie sięgałam. Po prostu nudziła mnie i zniechęcała do siebie. Zwłaszcza w tych chwilach, gdy Cejrowski zanurzał się w geopolityczne wywody lub opisywał długie i nużące (przynajmniej dla mnie) przeprawy z celnikami. A to ośmieszał ich, a to prowokował, oszukiwał, choć nie zawsze się to udawało. I w tych momentach wychodził na wierzch ten gringo z telewizji - pyszałkowaty, chamski, z zadartym do góry nosem.
Ogólnie jednak "Gringo.." okazał się bardzo ciekawą i radosną lekturą, podczas której często prychałam śmiechem i dzieliłam się poznanymi historiami z innymi członkami rodziny. Cieszę się, że mam tę książkę z swojej biblioteczce i pewnie w niedługim czasie nabędę także kolejne części przygód słynnego pana Wojtka (taki tam banalik na zakończenie;))

poniedziałek, 5 maja 2014

Bernard Cornwell "Zimowy monarcha"

Lubię poznawać legendy. Zwłaszcza te dotyczące krajów, o których niewiele wiem lub znam tylko ich współczesną historię. Nie mam serca historyka i nie zawsze am ochotę zgłębiać liczne kroniki, opasłe tomy dziejów ze źródłami historycznymi i tysiącami innych przypisów. Ale legendy  to zupełnie co innego - niby baśń, a jednak pewne elementy historii przeplatają się między wierszami. I tylko od czytelnika zależy, na ile w tę opowieść uwierzy.
Legend o rycerzu Arturze - właścicielu Excalibura, mężu Ginewry, przyjacielu Merlina i władcy Brytanii - jest całe mnóstwo. Wstyd się przyznać, ale nie przeczytałam ani jednej. Znałam zaledwie kilka szczegółów, głównie ze słyszenia, filmów lub seriali. Tak więc moja wiedza na temat dawnej Anglii z mrocznych czasów była bardzo marna. By nie powiedzieć, że żadna. Ale oczywiście miałam na ten temat swoje wyobrażenia - piękny i waleczny król Artur, którego kochają wszyscy mieszkańcy Brytanii, mądry i nieomylny. Piękna Ginewra, skromna, niewinna, delikatna - idealna. No i Merlin, wspaniały mag, pocieszyciel biednych i uciśnionych, zawsze stojący po stronie prawdy, dobra i wspierający Artura w każdym działaniu. Wzorcowe postacie - tak jak powinno być w legendzie. A tymczasem...
Całą prawdę o tamtych czasach przedstawia nam Derfel, zakonnik chrześcijański i jeden z przyjaciół Artura, spisując to, co widział na własne oczy w kronikach. Jako chłopiec został przygarnięty przez Merlina, wychowywał się w jego "posiadłości" (jeśli coś takiego można w dzisiejszych czasach określić mianem grodu czy zamku - ściany z kamieni, dachy z drewna, łóżka ze słomy, ubrania ze skór i lnu, a posiłki z tego, co zebrało się na polu lub upolowało w lesie) - Ynys Wydryn. Merlin był najważniejszym druidem Brytanii, drżeli przed nim królowie i władcy ziem, bali się go nawet najwięksi wrogowie - Sasowie. Nic więc dziwnego, że gdy księżniczka Norwenna miała powić syna - jedynego następcę tronu Dumnonii, król Uther wysłał ją właśnie do Ynys Wydryn i pozostawił pod opieką Morgany (swej nieślubnej córki), która posiadała moc porozumiewania się z bogami. Merlin bowiem zniknął, odszedł i nikt nie wiedział dokąd.
Wnuk Uthera, po śmierci swego ojca, stał się jedyną nadzieją na przedłużenie rodu. A król czuł, że jego dni dobiegają końca i ktoś musi zająć jego miejsce. Dlaczego nie Artur? Bo nie! Bo to bękart, syn z nieprawego łoża i w dodatku zdrajca, który pozwolił, by prawowity następca tronu - Mordred zginął w czasie walki z wrogiem kraju. Za to właśnie Uther nienawidził Artura. Ale kochała go cała Brytania, gdyż był waleczny, jako jedyny potrafił odeprzeć ataki wroga i oddałby wszystko, by Brytania zjednoczyła się i stałą się potęgą. Wszyscy stali za nim murem, choć nie wiedzieli, co tak naprawdę myśli, czuje i jakie ma plany wobec swego kraju. A wróg stał u bram. Trzeba było zjednoczyć choćby część krain Brytyjskich, by wspólnie odeprzeć najazdy. Jak  tego dokonać? Rozmawiać, pertraktować, obdarowywać złotem i ręką księżniczki. Nigdy jednak nie będzie się miało pewności, które rozwiązanie przyniesie spodziewane skutki...
Długo by opowiadać o historii, którą przedstawia Derfel. Nie mam czasu ani ochoty opisywać wszystkich wydarzeń, a bez nich nie dałabym rady nakreślić głównych wątków. Jedno jest pewne - znajdziecie tu sporo walki, ciekawe i skomplikowane rozmowy, będzie sensacyjnie, chwilami radośnie, lecz najczęściej będzie się tu lała krew. No i będzie trochę magii i niespodziewanych zwrotów akcji.
Och, jakże Bernard Cornwell zmienił moją wizję dawnej Brytanii! I jakże jestem mu za to wdzięczna! Jak wspaniale uczłowieczył Artura, nadał mu cechy typowe dla młodego, inteligentnego, ciekawego świata mężczyzny, który ma swoje wzloty i upadki, który potrafi porwać tłumy, po to tylko, by w następnej chwili jednym miłosnym aktem zniweczyć wszystko, co udało mu się do tej pory zdobyć. Tak, mężczyzna nie zawsze myśli zdroworozsądkowo (i chwała mu za to!). A Artur był mężczyzną z krwi i kości, nie oparł się więc urokowi Ginewry, która zastawiła na niego sidła. A miała do tego talent, oj miała! Bardzo była doświadczona w tych sprawach...
Pozostaje tylko tajemnicza postać narratora. Dlaczego Derfel, przyjaciel Artura, wojownik i wyznawca dawnej religii Brytów zostaje chrześcijaninem? Oto wielka tajemnica, która wyjaśni się zapewne w dalszych częściach trylogii. Bardzo jestem ciekawa jak potoczą się losy bohaterów "Zimowego monarchy". Mam tylko małą nadzieję, że w kolejnych częściach akcja będzie się toczyła nieco bardziej wartko, bez zbędnych kilkunastostronicowych rozmów, szczegółowych opisów pojedynków, które chwilami nużyły i wybijały z rytmu. To jedyny zarzut, jaki mam wobec książki.
Na ostatnich stronach "Zimowego monarchy" autor wyjaśnia, ile jest w jego książce prawdy, na ile opierał się na legendach, a co jest wytworem jego wyobraźni. Te informacje także bardzo dobrze ukazują, dlaczego Artur jest tak ważną w świecie postacią i dlaczego tylko na legendach możemy się w tym przypadku opierać.
Bardzo dobra lektura. Nie zachwycająca, ale trzymająca w napięciu i pozostawiająca niedosyt oraz ciekawość, co będzie potem... Tego dowiem się już niebawem, a kiedy się dowiem, to i wam opowiem, chociaż trochę :)  A tymczasem kto jeszcze nie miał w ręku "Zimowego monarchy", niech nadrobi zaległości i kibicuje wielkiemu Arturowi w drodze ku zjednoczeniu Brytanii.

czwartek, 1 maja 2014

Diana Wynne Jones i jej Światy Chrestomanciego

Cykl Diany Wynne Jones o Chrestomancim nie zyskał takiej sławy jak ten o Harrym Potterze, mimo że przez wielu jest uważany za pierwowzór tegoż. Niezależnie od podobieństw i różnic jest to bardzo ładnie przedstawiony świat, kompletny, rozbudowany, z dobrze oddanymi bohaterami, spójnymi charakterologicznie i borykającymi się ze znanymi nam problemami, na które i wszechobecna magia nie zawsze jest w stanie pomóc. Zwykle nastoletnich bohaterów poznajemy w tym punkcie życia, gdy do głosu gwałtownie dochodzą nieujawnione jeszcze zdolności i predyspozycje, które trzeba nauczyć się mądrze wykorzystywać i kontrolować, by nie doprowadzić do destrukcji otoczenia. Mogą razić niektóre metody wychowawcze, stosowane wobec nieletnich, i brak oparcia w opiekunach, co nie pozwala na wytworzenie się dostatecznego poczucia bezpieczeństwa i wspólnego języka w razie problemów – często dzieci pozostawione są samym sobie, co stymuluje je wprawdzie do szukania rozwiązań, ale i naraża na często zbyt duże niebezpieczeństwo.
Warto zapoznać się z Christopherem Chantem i jego następcami. Doradzam jednak czytanie w kolejności chronologicznej wydarzeń, jak poniżej, a nie według dat wydania poszczególnych części. 


O każdej z powieści słów kilka tutaj.

piątek, 25 kwietnia 2014

Jak świętowano urodziny Williama Szekspira w Gdańsku

23 kwietnia tego roku cały świat obchodził 450 urodziny Williama Szekspira. Wiele instytucji pamiętało o tym ważnym wydarzeniu, ale najwięcej entuzjazmu, przynajmniej w północnej Polsce, wzbudził niezwykły spektakl, zwany później happeningiem, odbywający się na murach nowo budowanego Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku - "Pierwsze publiczne otwarcie dachu".
 
Postanowiłam także uczestniczyć w tym wielkim "święcie". Zdobyłam wejściówkę, wsiadłam w samochód i pełna nadziei ruszyłam przeżyć niesamowite chwile. 

Ciąg dalszy TUTAJ :)

Załączam także film ukazujący happening od początku do końca:


środa, 23 kwietnia 2014

Świętujmy wszyscy 450 urodziny Williama Shakespeare'a!

To dziś - ten wielki dla świata teatru dzień! 450 urodziny jednego z najsłynniejszych i najbardziej znanych dramaturgów wszech czasów - Williama Shakespeare'a. Dziś świętujemy także my - miłośnicy dobrej książki. Sztuki Szekspira wszakże dobre są nie tylko podczas oglądania ich interpretacji na deskach teatru, ale także podczas lektury w domowych pieleszach. 

W jaki sposób świętować można urodziny słynnego dramaturga? Och, są ich dziesiątki! Najprościej po prostu wziąć do ręki któreś z jego dzieł i czytać :) darmowe wersje sztuk Szekspira na czytniki znajdziecie na stronie Wolnych lektur.

Można też wybrać się do teatru - w najbliższych dniach warto odwiedzić Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie ("Dzieła wszystkie Szekspira"), lub też udać się do Teatru Współczesnego w Warszawie ("Hamlet") , czy też do TEatru Polskiego w Warszawie ("Król Lear").

Kto chciałby zmierzyć się nieco inną twórczością Szekspira, może wybrać się do Białegostoku, gdzie dziś odbywają się warsztaty pisania sonetów z okazji urodzin poety :) w Poznaniu zaś na UAM odbywa się konferencja poświęcona twórczości Szekspira ("Obrazy Szekspira").

Ale to jeszcze nie koniec atrakcji! Największą gratką być może okaże się impreza odbywająca się w Gdańsku, gdzie w murach budującego się Teatru Szekspirowskiego odbędzie się widowisko połączone z pierwszym oficjalnym otwarciem dachu budynku.

Zapewne jest to tylko garstka imprez i spotkań związanych z świętowaniem urodzin Szekspira. W końcu raz na 50 lat zdarza się taka okrągła rocznica!

piątek, 4 kwietnia 2014

Abe Kobo "Kobieta z wydm"


...Pewnego sierpniowego dnia zaginął mężczyzna...*

A więc zaginął mężczyzna. Okoliczności jego zaginięcia dla większości jego rodaków pozostały tajemnicą. Ale nie dla mnie - ja wiem o tym wszystko, opowiedział mi o tym Abe Kōbō. Cz ywy też chcecie się dowiedzieć jak to było? 

Niki Jumpei postanowił wykorzystać kilka dni urlopu przemierzając pustynne tereny w poszukiwaniu nowej odmiany muchy. Niki był nauczycielem i bardzo interesowały go owady. Nie zdradził nikomu, dokąd się wybiera i jaki ma pomysł na spędzenie wolnych dni. I to był jego błąd - koszmarny błąd! Wędrując przez pustynne tereny nieznanego mu terenu, zorientował się, iż nie zdąży powrócić do najbliższego miasta na nocleg. Nic jednak straconego. Między wydmami skrywała się tajemnicza wioseczka, a jej domy położone były... poniżej poziomu piasku? Tak, to nie złudzenie, rzeczywiście tak było! Mieszkańcy trochę nieufni, ale po krótkim namyśle postanowili pomóc turyście i zaproponowali nocleg u pewnej samotnej kobiety. Trzeba było tylko zejść w jedną z jam...

Ja powiedzieli, tak też Niki zrobił. Nikt przecież nie przypuszczałby, że to bilet w jedną stronę i nie ma stąd wyjścia, nie ma ucieczki. To pułapka najgorsza z możliwych, gdyż od tej pory mężczyzna zdany będzie na łaskę mieszkańców wioski, własnych sił i piasku. O tak, przede wszystkim piasku... A kobieta? Cóż, jak to kobieta (w oczach mężczyzn!) - cicha jak myszka, potulna jak baranek, bez własnego zdania, bez własnego życia. Bezosobowa.  Od chwili, w której Niki zorientował się, jaki los zrządzili mu tajemniczy mieszkańcy wioski, postanowił walczyć. Nie przypuszczał jednak, że będzie to walka z wiatrakami...

Tyle o samej treści. Choć prawdę mówiąc najważniejsze jest chyba to, co odczytać można między wersami. Niewątpliwie w moim odczuciu jest to powiastka filozoficzna, skłaniająca do refleksji, dająca do myślenia, wyzwalająca w ludziach dziwne odczucia i emocje. Setki cytatów, mogących służyć każdemu z nas w życiu codziennym. Z niektórymi stanowczo się nie zgadzałam, inne zaś akceptowałam w pełni. Co do bohaterów - żaden z nich nie wzbudził mojej sympatii. Żaden mnie nie zachwycił, żaden mnie nie zaskoczył. Podobnie zresztą jak cała ta historia. Chwilami nawet miałam ochotę rzucić ją w kąt, choć coś stale mnie do niej przyciągało. Koniecznie chciałam się dowiedzieć, czy Niki upora się z własną sytuacją, czy się podda, czy jednak będzie walczył do samego końca. I tyle. Poza tym uważam go za szowinistyczną świnię, która widzi w kobiecie jedynie obiekt zniewagi, seksu, maszyny do przyrządzania posiłków, prania i sprzątania. Chwilami aż chciało mi się krzyczeć!
Czy zakończenie mnie zaskoczyło? I tak, i nie. Podejrzewałam, że Niki dopnie w końcu swego, ale nie spodziewałam się, że wybierze taką drogę. 

Spodziewałam się dziwnej powieści, ale nastawiałam się bardziej na coś magicznego, nietuzinkowego, tajemniczego - tu zaś zastałam historię mężczyzny, który utknął na dobre w piaskowej jamie, zmuszony do przesypywania piasku. Czy książka daje do myślenia? Ano daje. Czy gra na emocjach? A jakże! Czy mnie zachwyciła? Nie. Ale cieszę się, że poznałam tę światowej sławy powieść światowej sławy pisarza :)

...A o tym, jak stąd uciec, może równie dobrze pomyśleć kiedy indziej...*

*Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej książki

czwartek, 13 marca 2014

Maria Krüger "Ucho, dynia, 125!"

Minęło dwadzieścia lat, od kiedy po raz ostatni miałam w rękach książkę Marii Krüger. Cóż więc skusiło mnie do sięgnięcia po kolejną historię opowiedzianą przez nią? Powodów było kilka: przede wszystkim zabawa z Jubileuszowymi Lekturami - w tym roku obchodzimy 110 rocznicę urodzin autorki; po drugie udział w wyzwaniu Klasyka Młodego Czytelnika; po trzecie - bardzo atrakcyjna cena e-booka (6zł); a po czwarte, i chyba najważniejsze - zwykła ludzka ciekawość. Jak to będzie? Czy czar "Karolci" sprzed lat będzie mi towarzyszył także tym razem? I na dodatek ten dziwny, nic nie mówiący tytuł... 

Maria Krüger opisuje losy uczniów klasy V jednej z polskich podstawówek. Dzieci, jak to dzieci, zakładają swoje bandy, wymyślają różne psoty, zabawy - w końcu oprócz nauki coś ciekawego trzeba w szkole robić! Jedną z ulubionych przez uczniów zabaw była wyzywanka: "ucho, dynia, ...": jeśli ktoś niespodziewanie krzyknie do ciebie "ucho!", musisz chwycić się za ucho, jeśli dodatkowo usłyszałeś słowo "dynia!", trzymasz się także za nos, a jeśli na końcu usłyszysz jeszcze wybraną liczbę (np. 5), dorzucasz do tego 5 podskoków na jednej nodze. Zabawa nieskomplikowana, ale skutecznie komplikująca życie uczniów w szkole. Zwłaszcza tych, których bandy za sobą nie przepadały. A tak było w przypadku klasy V. Gdy pewnego dnia Jacek postanowił dać porządną nauczkę swemu największemu rywalowi Piotrkowi, spotkało go dość nieoczekiwana kara. Został psem. Dosłownie - małym żółtym jamniczkiem. 

Historia z jednej strony ciekawa, dużo się w niej dzieje. Jacek, już jako pies, przeżywa mnóstwo przygód, stawia czoła licznym wyzwaniom, szybko i często wpada w tarapaty i równie szybko wychodzi  z nich obronną... łapką. Z drugiej strony pouczająca. Chłopiec dostrzega skutki swego złego zachowania, na własnej skórze doświadcza tego, co wcześniej czynił zarówno swoim kolegom, jak i psom. W końcu odkrywa, co to znaczy przyjaźń i na czym polega psia wierność. Sprawdza się więc znane przysłowie: "Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie". Jacek wyciąga z tej historii wielką lekcję. I oczywiście się zmienia. Ne lepsze. 

Bardzo miło wspominam tę historię, choć nie oczarowała mnie ona tak jak "Karolcia". Po skończeniu lektury zaczęła mnie nurtować pewna myśl. Dla kogo w dzisiejszych czasach jest ta książka..? Dawniej w ciemno powiedziałabym - dla starszych dzieci i młodzieży! Jednak dziś już nie jestem tego taka pewna, uważam nawet, że współczesne nastolatki, bombardowane za młodu potwornymi bajkami telewizyjnymi, teraz pragną tylko zagłębiać się w przygody wampirów, zombie, trolli, czy też poznawać historie miłosne kompletnie nie przystające do ich wieku. Kogo zainteresowałyby przygody małego psa? A już tym bardziej chłopca, który się w niego zamienił..? Mam jednak cichą nadzieję, że taka literatura dla dzieci i młodzieży znajdzie swoich miłośników, chociażby w nas - dorosłych. A może i przy okazji zarazimy tą miłością także swoje pociechy? Byłoby wspaniale!

sobota, 8 marca 2014

Waldemar Łysiak kończy dziś 70 lat

Człowiek jest wędrującym workiem dobra i zła, których proporcje zmieniają się w miarę upływu czasu i okoliczności. To wszystko. Wbrew pozorom to wcale nie mało, lecz żeby to zrozumieć, trzeba dostać się w ręce kobiety lub kata. Wtedy worek tak wypełnia się bólem, że nie pozostaje w nim miejsca na nic innego poza złem, nawet na Boga. 
"Milczące psy"

W dniu dzisiejszym najserdeczniejsze życzenia urodzinowe popłyną do pisarza, felietonisty i publicysty - Waldemara Łysiaka, W DNIU 70 URODZIN. Stu lat w zdrowiu i niesłabnącym ciętym języku życzymy!

piątek, 7 marca 2014

Jubileusz 90 urodzin Kobo Abe

Dziewięćdziesiąt lat temu, 7 marca 1924 roku, w stolicy Japonii urodził się Kobo Abe. Nikt pewnie wtedy nie przypuszczał, że zostanie w przyszłości światowej sławy pisarzem. 


W Polsce Abe zdobył popularność za sprawą książki "Kobieta z wydm". W sumie na nasz język przetłumaczono zaledwie 6 książek (3 powieści, 2 dramaty i zbiór opowiadań). Życzymy więc szanownemu Jubilatowi, by jego literatura stawała się w Polsce coraz poczytniejsza i coraz częściej tłumaczona. Tyle jego dzieł jeszcze przed nami... 

Każdy człowiek po­siada własną fi­lozo­fię, która dla in­ne­go nic nie znaczy
"Kobieta z wydm"

wtorek, 4 marca 2014

Julian Tuwim "Lokomotywa"


 


 ...Stoi na stacji lokomotywa,

Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa...*
Ośmielę się stwierdzić, że każdy z was, jeśli nie z pamięci, to ze słyszenia zna pierwsze wersy "Lokomotywy" J. Tuwima. Ba! Jestem też pewna, że co najmniej połowa zna ten wiersz na pamięć. Ja się przynajmniej do nich zaliczam, choć przyznam, że zawsze mieszam końcówkę. Ale czas najwyższy się poprawić. I mam ku temu wspaniałą okazję - małą miłośniczkę literatury!
Nie, nie będę przypominać ani streszczać, o czym jest ten wiersz. Opiszę natomiast kilka rzeczy, które nadzwyczaj mi się tu podobają i które można wykorzystać na wiele sposobów. Przede wszystkim sam tekst, w którym miejscami roi się od elementów dźwiękonaśladowczych lub też nagromadzona jest taka liczba głosek szumiących, syczących czy też ciszących, że z czystym sumieniem można wykorzystywać "Lokomotywę" jako pewnego rodzaju terapię logopedyczną. Czytając dzieciom już od najmłodszych lat wspieramy zarówno rozwój mowy jak i pamięć. Nie oszukujmy się - bardzo często maluszki już po dwóch, trzech tygodniach słuchania potrafią recytować wybrane fragmenty na pamięć, a na pewno są w stanie wyłapać nasze błędy i próby oszustwa (czyli na przykład przeskakiwanie o kilka wersów). Taka forma "terapii" jest bardzo wskazana, a w niektórych przypadkach wręcz konieczna dla dalszego prawidłowego rozwoju mowy u dziecka. "Lokomotywa" służy do tego celu znakomicie (a mówię to jako logopeda). 
Co jeszcze zasługuje na uwagę? Oczywiście rytm. Nieczęsto zdarza się, by autor w tak fantastyczny sposób przedstawiał bohatera wiersza (w tym wypadku lokomotywę) zarówno poprzez słowa, jak i poprzez odpowiedni rytm i akcenty. Dzięki temu dziecko nie tylko słyszy, ale i niejako czuje, w jaki sposób rozpędza się i gna przed siebie lokomotywa ciągnąca te 30 wagonów.
 
Wyobraźnia każdemu podpowiada często niespotykane nigdzie obrazy. A podczas słuchania wiersza działa ona ze zdwojoną mocą. Lecz gdy przy tekście pojawiają się ilustracje, rzecz mamy ułatwioną (choć może i wręcz przeciwnie..). Tym razem przy wyborze wydania kierowałam się tym, co najlepsze, czyli rysunkami Jana Marcina Szancera. Istnieje mnóstwo różnych ilustracji "Lokomotywy", lecz tylko te wykonane przez Szancera zapadły mi głęboko w pamięć i ilekroć pomyślę o tym wierszu, widzę właśnie tę czarną lokomotywę z czerwonymi kołami, ciągnącą za sobą malutki wagonik z węglem. Dlaczego najprostsze obrazki mają w sobie taką moc? I czy najmłodsze pokolenie także ma podobne skojarzenia? Nie wiem, ale mam nadzieję, że moja córeczka tak właśnie zapamięta ten odchodzący powoli w niepamięć pojazd parowy.
W każdym zdaniu powyższej notki zachwycam się "Lokomotywą", dlaczego więc tylko 5,5? Niestety muszę brać pod uwagę całokształt wydania, a to, które posiadam (Oficyna Wydawnicza G&P 2012), nie satysfakcjonuje mnie do końca. Przede wszystkim jest to strasznie mała książeczka - kwadrat o wymiarach 10x10, a więc zarówno ilustracje, jak i czcionka są również mikroskopijnej wielkości. Podczas zakupu wydanie to uwiodło mnie układem harmonijkowym, wyobrażałam sobie, że tytułowa lokomotywa będzie tak pięknie wydłużać się strona po stronie i rosnąć w siłę po każdym odkryciu nowego okienka. Tymczasem efekt nie jest aż tak idealny, jakbym tego chciała. Jednak za tę cenę (ok. 5 zł) jestem w stanie wybaczyć owe małe niedociągnięcie. Mam też nadzieję, że córeczka wkrótce zainteresuje się tym wierszykiem i wspólnie będziemy buchać, uchać, puffaać i uffać w takt stukotu kół. Do czego zachęcam wszystkich rodziców!
...I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to,
Tak to to, tak to to!...*
* pierwsze/ostatnie zdanie powyższego wiersza

poniedziałek, 3 marca 2014

Maria Nurowska obchodzi dziś 70-te urodziny

W dniu dzisiejszym z ogromnym bukietem kwiatów i serdecznymi życzeniami udajemy się do Marii Nurowskiej, w dniu jej 70-tych urodzin.


Autorka powieści, nowel i opowiadań, sztuk teatralnych oraz słuchowisk radiowych. Znana i lubiana? Mało powiedziane! Uwielbiana! Jej powieści tłumaczone są na wiele języków, a w Polsce wznawia się kolejne wydania.

Nigdy się nas nie pyta, czego my naprawdę chcemy. Nam się daje. I nam się odbiera. Ot co, to cały sekret tego pieprzonego życia.
"Rosyjski kochanek"

Wszystkim, którzy chcieliby "osobiście" złożyć życzenia Jubilatce, zapraszamy na jej oficjalny funpage na FB.

poniedziałek, 24 lutego 2014

70-te urodziny Bernarda Cornwella

Życie to igraszka bogów i próżno szukać sprawiedliwości. Trzeba nauczyć się śmiać, powiedział mi kiedyś [Merlin], bo inaczej można zapłakać się na śmierć.
"Zimowy monarcha"


 

Wczoraj, 23 lutego 2014 roku, literacki świat obchodził 70 urodziny Bernarda Cornwella - światowej sławy pisarza specjalizującego się w literaturze historyczno-przygodowej. W niesamowity sposób łączy on historię z fikcją, przez co nieustannie zdobywa nowe rzesze fanów. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak życzyć kolejnych wielkich sukcesów i... połamania pióra!

Zapraszam także do obejrzenia krótkiego wywiadu z Bernardem Cornwellem, w którym opowiada on między innymi o tym, w jaki sposób wszedł na drogę "pisarstwa" :)


czwartek, 20 lutego 2014

120 rocznica urodzin Jarosława Iwaszkiewicza

Dziś, 20 lutego 2014 roku, obchodzimy 120 rocznicę urodzin znanego polskiego pisarza i poety - JAROSŁAWA IWASZKIEWICZA. Polak, choć urodził się i wychował na ziemiach dzisiejszej Ukrainy. Mąż i ojciec, patriota. Człowiek kultury i sztuki. 


W dniu urodzin Jarosława Iwaszkiewicza chciałabym zamieścić tu jego krótki wiersz i zadedykować go walczącej o wolność słowa i swobód obywatelskich Ukrainie. Myślę, że autor nie miałby nic przeciwko temu...

*** (Znowu upadać)

Znowu upadać na błotną ziemię,
Na zgniłe liście,
Słuchać, jak z sykiem gniazdo swe zwija
Wąż nienawiści,

Dotykać ręką zetlałych drzewin,
Zmarłych porostów,
Grzybów oślizłych, czerwonych, żółtych,
I całych w krostach.

I sobie widzieć tylko zwinięte,
Skłębione grzechy,
Chciwość i pychę, i cudzołóstwo,
Żądzę uciechy.

I nad drzewami obnażonymi
Nic - tylko chmury.
Lecz patrzeć, patrzeć, patrzeć bez przerwy,
Ciągle do góry.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Graham Greene "Podróże z moją ciotką"

Recenzję napisała i udostępniła Książkozaur :) dziękujemy!

Do Grahama Greene'a (1904-1991) przymierzałam się od bardzo dawna, wydaje mi się nawet, że czytałam kiedyś coś po angielsku, jednak to nie na moje możliwości językowe. Podróże z moją ciotką urzekły mnie jeszcze zanim wzięłam tę książkę do ręki: zagięte rogi, poplamiona okładka, sympatyczny tytuł i urocza ilustracja na przedzie. Wnętrze jest równie urzekające.
Narrator, świeżo upieczony emeryt, były dyrektor banku, wiedzie do granic możliwości nudne życie. Nie urozmaica mu go nawet irytująca żona, gdyż Henry nigdy nie zdecydował się na tak szalony krok jak oświadczyny. Cały swój instynkt opiekuńczy i troskę ofiarował daliom. W tę szarą egzystencję pewnego dnia wdziera się nigdy niewidziana ciotka (ostatni raz spotkali się na chrzcie Henry'ego), której nazwanie „ekscentryczną“ byłoby co najmniej niedopowiedzeniem. I życie pięćdziesięciopięcioletniego mężczyzny wywraca się do góry nogami.

Powieść zaczyna się pogrzebem matki Henry'ego. Dwie strony dalej bohater dowiaduje się, że ta kobieta wcale nie była jego prawdziwą matką... Ojciec nie żyje od ponad 40 lat. Brzmi depresyjnie? Nic bardziej mylnego! To, co mnie zachwyciło od pierwszych stron, to niesamowita lekkość narracji i niewymuszony humor. Nie zdarza mi się rechotać przy książkach (pozdrowienia dla siostry!), ale dawno się tak dobrze nie bawiłam podczas lektury. Wspominałam parę dni temu na facebooku: przeczytałam pierwsze cztery strony, a uśmiechnęłam się jakieś pięć razy. I choć dowcip bywa makabryczny (dla Greene'a urna z prochami to świetny temat do żartów, a pogrzeb - „miłe urozmaicenie“ codziennej monotonii), to świetnie trafił w mój gust. Do tego humor sytuacyjny, zderzenie wyobrażeń czytelniczych z wizją autora – naprawdę zabawna książka. To zdecydowanie jej największa zaleta. 

Ciąg dalszy TUTAJ! Zapraszamy do lektury :)

piątek, 7 lutego 2014

Tadeusz Żeleński - Boy "Słówka"

...Gdy coś mnie nadto wzruszy
Lub serce mi podrażni,
Chowam się aż po uszy
Do swojej wyobraźni...*

Czy poezja może być interesująca? Czy satyryczne wierszyki sprzed stu lat mogą nadal śmieszyć? Czy teksty piosenek kukiełkowego teatrzyku "Zielony balonik" przyniosły Żeleńskiemu sławę i rozgłos? Ależ oczywiście, na wszystkie te pytania odpowiadam twierdząco. Choć przyznam szczerze, że nie spodziewałam się po tym pisarzu (który do tej pory istniał w mojej świadomości jako fantastyczny tłumacz dzieł francuskich) aż tak podszytego ironią poczucia humoru. 

Teksty zawarte w zbiorze "Słówka" powstawały mniej więcej w latach 1906 - 1912, czyli w czasach zaborów. Kraków i Lwów, czyli miejsca, w których często przebywał Żeleński, należały do Austro-Węgier, najbiedniejszego, ale i najmniej ingerującego w życie polskiej społeczności kraju. Stąd te, z braku czy też niedostatku innych przywilejów i atrakcji, zaczęto tworzyć różnego rodzaju kabarety. Dziś kabaret kojarzy nam się z kilkoma facetami wiercącymi się po scenie i wypowiadającymi teksty nie przedstawiające jakiejkolwiek wartości literackiej, sentymentalnej czy moralizatorskiej. Po prostu mamy się śmiać. Ale czy się śmiejemy? 

Żeleński natomiast pisał teksty, które oprócz uśmiechu (a czasami wręcz chichotu lub głośnego śmiechu) miały ukazać pewne cechy naszego społeczeństwa. Te dobre i te złe. Te wesołe i te smutne. Historyczne i współczesne. Przede wszystkim jednak w większości przypadków ponadczasowe. Dlatego śmieszą i bawią każdego czytelnika nawet dziś. Często nie wprost, lecz gdzieś pomiędzy wersami; nie od razu, lecz po chwili, czasami nawet nie za pierwszym razem, lecz za trzecim, piątym, ósmym. 

W tym zbiorze znajdziemy wiersze, krótkie monologi, dramaty, piosenki (wraz z zapisem nutowym) oraz opowiadania. Te ostatnie najbardziej przypadły mi do gustu, choć jest ich niestety bardzo niewiele. Dodatkowym atutem jest dosyć szczegółowa biografia autora, jego przedmowa oraz mnóstwo przypisów do poszczególnych tekstów - nie oszukujmy się, nie wszyscy jesteśmy mistrzami historii i bardzo często to, co opisuje Żeleński, jest dla nas kompletnie niezrozumiałe.

Cóż mogę dodać - bardzo miło spędziłam czas w towarzystwie Pana Żeleńskiego i jego specyficznego poczucia humoru. Dzięki niemu nieco inaczej spojrzałam na rzeczywistość Galicji pod zaborem i jej społeczność. Nie omieszkam sięgnąć po kolejne tomy z serii "Pisma", do czego również Was namawiam. Naprawdę warto!

...Ale dziś jesteśmy przecie
Między swymi, w kabareice,
Cóż pan tutaj nam pokaże?
...Trzeba zmienić te witraże...*

* Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej publikacji

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Tadeusz Żeleński - Boy "List prywatny do Kornela Makuszyńskiego"

Będąc w trakcie lektury "Słówek" T. Żeleńskiego - Boya, natrafiłam na dosyć ciekawy wiersz, kierowany do Kornela Makuszyńskiego. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy czytałam tak długą i piękną poezję mającą na celu zachęcić przyjaciela do (mówiąc po naszemu) schlania się w sztok... 
Jako, że oboje panowie należą do grona naszych szacownych Jubilatów, pozwolę sobie przytoczyć tu ów "list":

List prywatny do Kornela Makuszyńskiego
nakłaniający go do spożycia wieczerzy o Żorża

Zatem namawiasz mnie, miły Kornelu,
Ażeby kropnąć felieton dla "Słowa"?
Czemu nie? Owszem, drogi przyjacielu,
Zbyt jest zaszczytną dla mnie ta namowa,
Bym się nie skusił zasiąść z Jaśnie Państwem
Pomiędzy jednym a drugim pijaństwem.

Temat? Ach, temat!... Ty, mistrzu mój łysy,
Coś włosy stracił w pielgrzyma włóczędze,
Coś nos swój wściubiał za wszystkie kulisy
I z wszech stron ziemską penetrował nędzę,
Ty wiesz, że w tym jest felietonu sztuka,
Że pióro samo, kędy chce, go szuka.

Połykać chciwie życia chleb powszedni,
Sok wszystek wyssać by z najlichszych zdarzeń,
Krwią własną w nektar go zaczynić przedni,
Wzmocnić zaprawą z własnych snów i marzeń
I w kunszt zmieniwszy wydać drugą stroną,
Wołając: "Życia chcecie? Oto ono!..."

Myśli zmęczone rozpuścić samopas,
Niech senne błądzą w ulicznym rozgwarze,
Niech w każdym szynczku przystaną na popas,
Pomarzą tęsknie w każdym lunaparze
I niech wędrówki swojej znaczą szlaki
W atramentowe kreśląc je zygzaki...

To już szczęśliwie mija drugi tydzień,
Jak pilnie badam tętno tej stolicy:
Ptaszki śpiewają nam swoje dobrydzień,
Gdy nas przed Żorżem ujrzą na ulicy,
Słoneczko wita swym pierwszym promykiem,
Na który w odzew bucham szczęścia rykiem...

Drugi już tydzień pędzę w tym przybytku,
Gdzie nafta mieni się w wino szampańskie;
Literat biedny, przywykam do zbytku,
Dzieląc bratersko te igraszki pańskie;
Cud kanaeński witam duszą całą
Myśląc pobożnie: "Ach, byle tak trwało!..."

Ach, gdybyż w słowach móc oddać zupełnie
To, co w pijackim łbie gzi się cichutko!
Gdybyż pochwycić tej radości pełnię,
Co świat obrębia tęczową obwódką
I myśl uskrzydla tak, aż zacznie, bosa,
Pląsać "po desce" krokiem Dionizosa...

Och, gdybyż zakląć te, co w nas są wtedy,
Nieopisane uśmiechy dziecięce,
Te zadumania godne ksiąg Rigwedy,
Spojrzenia obce pożądania męce,
Co rozpinają ponad płcie odmienne
Jakiejś czystości girlandy promienne...   

Gdybyż wyśpiewać móc ten dziw po dziwie!
Te zasłuchania nad wieczności tonią,
Gdy rzępolony Walc nocy fałszywie
Brzmi nam zaświatów kosmiczną harmonią
I stapia z naszym się jestestwem całem
Bijąc w strop szklanny potężnym chorałem...

 Ach, gdybyż oddać te świty przecudne,
Walczące z jaśnią rozet elektrycznych,
Gdy światło z światłem igra dziwne, złudne,
Sączy się zwolna w strumieniach mistycznych
Albo wałęsa się w promykach mdławych,
Śmiech płosząc nagle z twarzy zielonkawych...

A więc te piękne, jasne lwowskie noce,
Zbyt krótkie w życiu, niech ożyją w pieśnie;
Niech czar ich wdziękiem rytmów zamigoce,
W słów szumie niech się bodaj ucieleśni
I niech na chwałę brzmi owej świątyni,
W której się takie dobre rzeczy czyni...

I chcę tam z tobą jeszcze iść, Kornelu,
Jeszcze raz z wami snuć zabawę w szczęście,
Tam nam przystało wytrwać, przyjacielu,
Z Rzeczywistością zmagać się na pięście,
Tam pójdźmy razem na gwiazd naszych połów,
Aż nas prześwietlą w dwu ziemskich aniołów!
Lwów, 6 maja 1912 roku

Tadeusz Żeleński - Boy "Słówka", wyd. PIW 1956, PISMA, t. I  

 

piątek, 17 stycznia 2014

William Shakespeare "Sen nocy letniej"

...Godzina ślubów naszych, Hippolito,
Szybko się zbliża; cztery dni szczęśliwe
Nowy sprowadzą księżyc, ale dla mnie
Jak stary miesiąc powoli cienieje!...*

William Shakespeare jest chyba najsłynniejszym w świecie dramaturgiem. Pisał zarówno zabawne, przyciągające do teatrów tłumy ludzi komedie jak i poważne, ambitne tragedie, nad którymi debatują i zastanawiają się zarówno naukowcy jak i reżyserzy. Niewątpliwie coś w tym jest, skoro od setek lat nieprzebrane tłumy gromadzą się w teatrach całego świata, by podziwiać kunszt literacki autora.

Przyznaję się bez bicia, że z dzieł angielskiego dramaturga widziałam tylko "Hamleta" i "Romeo i Julię" (w teatrze telewizji, nie na żywo niestety), i to w wieku, który nie pozwalał do końca zrozumieć ich sensu. Oczywiście przeczytałam też kilka z jego dzieł - dawno, dawno temu... Postanowiłam więc nadrobić zaległości i sięgnęłam po niezbyt wymagającą lekturę - "Sen nocy letniej". Skusił mnie tytuł, skusiły czas i miejsce akcji. Czy jestem zadowolona? Hmmm...

Starożytne Ateny, czasy wiary w greckich bogów i herosów, czasy panowania księcia ateńskiego Tezeusza, który lada dzień poślubić ma Hippolitę. Tymczasem do jego pałacu przychodzi strapiony Egeusz, gdyż planuje wydać za mąż - za Demetriusza - swą piękną córkę Hermię. Ta jednak odmawia, nawet pod groźbą dożywotniego odosobnienia, gdyż kocha Lizandra, i to z wzajemnością. Nie kruszy to jednak ani serca ojca, ani rozsądku narzeczonego. Oboje obstają przy swoim. Cóż więc pozostaje młodym kochankom? Ucieczka! Ze swych planów Hermia zwierza się przyjaciółce, Helenie, która kocha się na zabój w Demetriuszu. Ta chcąc zyskać w oczach ukochanego, wyjawia mu ów sekret... I się zaczyna!

Pogmatwane, prawda? Ale to jeszcze nie koniec. Gdyż jednocześnie autor wprowadza kolejne postacie - Tytanię i Oberona, czyli królową i króla wróżek. Dochodzi między nimi do konfliktu na tle małego indyjskiego pazia, którego oboje pragną mieć w swym orszaku. Kłótnia jest na tyle poważna, że Oberon postanawia ukarać Tytanię za upór. A zemsta ma być słodka - król posiada bowiem sok z bratków o właściwościach magicznych, komu podczas snu choć kropla spadnie na powiekę, ten po przebudzeniu zakocha się w pierwszym ujrzanym stworzeniu. 

A tymczasem... ateńscy rzemieślnicy pragną, na cześć ślubu swego księcia, przedstawić sztukę - historię miłości Pirama i Tyzbe. Ale jak to ludzie niższej klasy społecznej, nie posiadają ani talentu, ani odpowiednich strojów, nie mówiąc już o innych elementach scenografii. Czy ich dzieło ukaże się oczom Tezeusza? O tak, i to z jaką pompą!

Ja widzicie akcja jest bardzo skomplikowana, naszpikowana różnymi postaciami, i na dodatek każdy z każdym w pewnym momencie się spotyka. Większość czasu (nocy) bohaterowie spędzają w lesie, a sok z bratków strasznie komplikuje życie młodszym i starszym kochankom. Wesołe to? Ano wesołe, radosne, ciekawe. Ale nie porywa. I gdyby nie notatka J.I. Kraszewskiego, będąca wstępem do jednego z wydań "Snu nocy letniej", większości alizji i dygresji po prostu bym nie zrozumiała. I tak na przykład: okazuje się, że noc, podczas której dzieją się wszystkie te dziwne rzeczy, to po naszemu "noc świętojańska" czy też "noc Kupały" (co sugeruje angielski tytuł komedii). Dzięki tej notatce zdałam sobie także sprawę z tego, że Szekspir pisząc o wróżkach i innym nadprzyrodzonych stworzeniach narażał się na spore problemy - nie zapominajmy, w jakich czasach żył: wtedy czarownice palono na stosie! Podobno także wprowadzenie trupy rzemieślników miało na celu ośmieszanie innych dramaturgów, którzy tworzyli i wystawiali swe dzieła w tym samym czasie co Szekspir. Czy robili to aż tak nieudolnie, że trzeba było wytykać ich palcami na scenie swego teatru? Tego nie wiem. Ale niezbyt pozytywnie świadczy to o autorze. 

Czytałam w wielu recenzjach, że "Sen nocy letniej" trzeba zobaczyć, by móc wyrobić sobie o nim zdanie, gdyż sama lektura nie oddaje pełnego blasku i magii tej sztuce. Być może. Na pewno, jeśli w trójmiejskich teatrach pojawi się ta komedia, nie omieszkam jej obejrzeć, by skonfrontować moje wyobrażenia i być może nieco przychylniej na nią spojrzeć. Póki co "Sen nocy letniej" jest dobrą lekturą. I nic poza tym.

..Jeżeli łaska, dajcie nam oklaski:
Robin wam z lichwą spłaci wasze łaski...*

* Pierwsze/ostatnie zdanie powyższego dramatu 

wtorek, 14 stycznia 2014

"Cmentarze" Marka Hłaski

Hłasko uważał „Cmentarze” (1957) za nieudane, bo zawierały zbyt wiele historii z życia wziętych (z czasem uznał, że proza powinna składać się wyłączenie ze zmyśleń). Faktycznie, dialogi takie jak ten z celi w komisariacie MO:
– Mówię panu; byłem trochę wstawiony i śpiewałem.
– Co pan śpiewał?
– Czy to nie wszystko jedno?
– Jasna sprawa, że nie. Śpiew a śpiew to kolosalna różnica. O czym pan śpiewał?
– Już nie pamiętam, zresztą naprawdę nieważne… Wojskowa stara piosenka. […]
Nieznajomy gwizdnął.
– Gorzej być nie mogło – powiedział. Leży pan jak amen w pacierzu…
(s. 100)
lub ten telefoniczny z kolegą z pracy:
– Słuchaj, tutaj małe nieporozumienie. Zatrzymano mnie.
– Na odprawie?
– Nie. W komisariacie.
– W ramach akcji „Miasto – Wsi”?
– Nie. Normalnie.
– Aha: deratyzacja.
– Nie. Rzekomy alkoholizm.
– Przecież do walki z alkoholizmem wydelegowaliśmy Cebulaka. Ty, Kowalski, jesteś wydelegowany dla akcji łączności miasta ze wsią.
(s. 119)
i z zebrania partyjnego:
– Towarzysz Nowak ma airdale-terriera, który się nazywa „Samba”. Pytam się: dlaczego „Samba”? Z tym trzeba raz nareszcie skończyć.
– To w wolnych wnioskach – podniosły się okrzyki. – To w wolnych wnioskach.
– Dlaczego czekać aż do wolnych wniosków? – krzyczeli inni. – Z takimi rzeczami trzeba skończyć od razu, słusznie. Dzisiaj „Samba”, a jutro co? Dzieci koreańskie napalmem bombardować, tak?
(s. 136)
mogą dzisiaj uchodzić za zabawne i po prostu wyssane z palca, niestety pisarz zaledwie ubrał w słowa prawdziwe sytuacje. Ta historia przykładnego obywatela i działacza partyjnego, który, posądzony o dywersję, szuka wsparcia u dawnych kolegów z partyzantki, chwilami kuleje i ociera się o patos, dobrze jednak oddaje grozę epoki stalinowskiej. Styl może nie zachwycać, natomiast kafkowski klimat i dialogi zwięźle oddające sedno problemu wyróżniają się tu zdecydowanie na plus. Mnie się podobało, pozostaje pytanie, czy dywagacje o wypaczeniach ideologii mogą jeszcze porywać kolejne pokolenia.
 
Powyższy tekst jest wyjątkiem z dłuższej notki na temat Marka Hłaski.

_____________________________________________
Marek Hłasko "Cmentarze", Czytelnik, Warszawa 1989


poniedziałek, 13 stycznia 2014

80 Urodziny Marka Hłaski


Czy pani wie co to jest ludzkość? Ludzkość jest to parada nikczemnych karzełków. Czy pani wie, co jest największym paradoksem we wszechświecie? Człowiek. Czy pani wie, co to jest - Polska? Jest to kraj, w którym zawsze klęka się przed pałką policjanta, lecz nigdy przed geniuszem.(...)

Marek Hłasko, "Umarli są wśród nas", fragment opowiadania

Dziś - 14 stycznia 2014 roku - mija 80 rocznica urodzin Marka Hłaski, człowieka zbuntowanego, którego kochały i nienawidziły miliony Polaków. Człowieka, którego opowiadania czyta się jak wskazówki, dokąd pójść i jak dojść do celu. Człowieka, którego nie doceniano za życia, a po śmierci stawiano mu pomniki, których wcale nie pragnął...

czwartek, 9 stycznia 2014

Makuszyński dla dorosłych

Kiedyś myślałam, że świat z Makuszyńskim kończy się na Awanturze o Basię, Szatanie z siódmej klasy i Pannie z mokrą głową. Pierwsza mnie urzekła, druga była jedną z najlepszych książek dzieciństwa, a nieprzeczytania trzeciej nie mogłam odżałować.
I myślałam, że to już tyle. Skończyło się dzieciństwo, skończył się i Makuszyński. Ale jednak jest jeszcze ten dla dorosłych.

Jest, ale trochę inny. Jakby pisał do tych dorosłych, którzy go już czytali jako dzieci. Jakby już ich miał i teraz tylko się przypominał, wspominał trochę dawne czasy i trochę się z nimi drażnił.
Daje świetne wiersze i je można czytać w kółko, wciąż i wciąż. Daje (tylko) dobre opowiadania, co - mając w pamięci zwłaszcza Szatana.... - jest dość rozczarowujące; chciałam czegoś więcej, chociaż te właściwie wpisują się w ducha książki. Daje jeszcze udane felietony, tak na poprawę nastroju. A całość to takie kilka słów, żeby się dookoła rozejrzeć dookoła i odetchnąć od świata.

To jest dobry trochę powrót, a trochę odkrywanie nowych spraw. Tylko już w inny sposób - Makuszyński dla dorosłych nie jest do czytania na raz, nie na pochłanianie. W kawałkach jest najlepszy - maksimum przyjemności z jego zabawy słowem.

(Tuż po przeczytaniu książki, rok temu, pisałam o niej też u siebie).

Zdjęcie pochodzi ze strony książki na portalu LubimyCzytac.pl

środa, 8 stycznia 2014

Urodziny Kornela Makuszyńskiego


Kornel Makuszyński, polski pisarz, autor wspaniałych i niezapomnianych książek dla dzieci i młodzieży, obchodzi dziś - 8 stycznia 2014 roku - 130 rocznicę urodzin. 

Z tej okazji pragnę przypomnieć fragment bajki, dzięki której rozpoznają go i dorośli, i dzieci:

[źródło]
"120 przygód Koziołka Matołka", komiks, Gebethner i Wolf 1935

wtorek, 7 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Drodzy uczestnicy i obserwatorzy JUBILEUSZOWYCH LEKTUR! 

Rok 2013 odszedł w zapomnienie. Najwyższa pora sprawdzić co, kiedy i w jakich ilościach czytaliśmy w ramach świętowania jubileuszów urodzin pisarzy.

W ubiegłym roku w ramach wyzwania opublikowane zostały 44 opinie książek. Prócz nich opublikowano także biografie i bibliografie niektórych Jubilatów, wspomnienia, pojedyncze wiersze i życzenia urodzinowe - łącznie 108 postów. 

czwartek, 2 stycznia 2014

DAN BROWN - biografia i bibliografia

Dan Brown,  urodzony 22 czerwca 1964 w Exeter w stanie New Hampshire, amerykański pisarz, autor powieści sensacyjnych.

Jest absolwentem Phillips Exeter Academy, ekskluzywnej szkoły średniej z internatem, gdzie jego ojciec był nauczycielem matematyki, potem ukończył Amherst College (1986). Zanim rozpoczął karierę pisarską, zajmował się muzyką, wydał dwa nagrania, jednak nie zdobyły one popularności. Po porzuceniu muzyki uczył języka angielskiego w swojej byłej szkole, Phillips Exeter. Obecnie mieszka w Nowej Anglii. Jego żona Blythe jest z zawodu ilustratorką, pasjonuje się historią sztuki i malarstwem, współpracuje z Brownem przy tworzeniu powieści.

TADEUSZ ŻELEŃSKI (BOY) - biografia i bibliografia

Tadeusz Kamil Marcjan Żeleński, pseud. Boy, urodzony 21 grudnia 1874 w Warszawie, polski lekarz, krytyk literacki i teatralny, pisarz, poeta-satyryk, kronikarz, eseista, tłumacz literatury francuskiej, działacz społeczny, wolnomularz. Był synem Wandy z Grabowskich i Władysława Żeleńskiego, kompozytora. Rodzina pieczętowała się herbem Ciołek.

Tadeusz Żeleński w latach 1892–1900 studiował medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wcześniej uczęszczał do Nowodworka. Uczył się wprawdzie, ale jednocześnie prowadził hulaszczy tryb życia, nie stroniąc od alkoholu i gry w karty. Na rok przerwał studia, wpadł w nałóg karciarstwa hazardowego i najważniejszą kwestią życiową stały się dla niego pieniądze. Zdecydował się na stypendium wojskowe (50 guldenów rocznie), które musiał następnie odsłużyć w armii austro-węgierskiej po ukończeniu studiów. Kiedy w 1898 roku z Berlina do Krakowa przeprowadził się Stanisław Przybyszewski, Żeleński stał się jego nieodłącznym towarzyszem, zafascynowany pisarzem i zakochany w jego żonie, przybyłej do Krakowa niedługo później Dagny.

LUCY MAUD MONTGOMERY - biografia i bibliografia

Lucy Maud Montgomery, urodzona 30 listopada 1874 w Clifton na Wyspie Księcia Edwarda, kanadyjska pisarka, najlepiej znana z cyklu powieściowego Ania z Zielonego Wzgórza.

Jedyna córka Hugh Johna Montgomery'ego i Clary Woolner Macneill Montgomery, kiedy miała 21 miesięcy, jej matka zmarła na gruźlicę. Dzieciństwo i młodość (z krótką przerwą na początku lat 90. XIX wieku) przyszła pisarka spędziła z dziadkami. Byli to ludzie o surowych zasadach – nie potrafili okazać wnuczce troski i uczuć. Ostoją dla Maud był Park Corner, dom jej ciotki Annie Macneill Campbell (siostry jej zmarłej matki). Ciotka była dla niej zawsze gościnna; okazywała jej miłość, a jej córki były dla Maud jak rodzone siostry.

VOLTAIRE - biografia i bibliografia

Voltaire (właściwie François-Marie Arouet), urodzony 21 listopada 1694 w Paryżu, francuski pisarz epoki oświecenia, filozof, dramaturg i historyk. Tworzył satyry, powieści, dramaty oraz „Listy”.

Wychowanek kolegium jezuickiego w Paryżu, szybko zyskał sławę jako tragediopisarz oraz dowcipny poeta satyryczny. Czołowa postać oświecenia, członek Akademii Francuskiej. Umysł niezależny, dwukrotnie naraził się władzy: pod zarzutem autorstwa zjadliwej satyry na regenta uwięziony w Bastylii, w rok później wygnany z kraju za obrazę wpływowego arystokraty. Dwuletni pobyt Voltaire'a w Anglii zaowocował przyjęciem filozofii deistów oraz opowiedzeniem się za obroną praw i swobód burżuazyjnych. Napisane po powrocie z wygnania Listy filozoficzne, w których dał wyraz swoim poglądom, wywołały skandal.

KAZUO ISHIGURO - biografia i bibliografia

Kazuo Ishiguro, urodzony 8 listopada 1954 roku, brytyjski pisarz japońskiego pochodzenia. Urodził się w Nagasaki w Japonii, ale jego rodzina przeprowadziła się do Anglii w 1960, kiedy miał pięć lat. Obecnie mieszka w Londynie.

Choć pierwsze trzy opowiadania, które napisał Ishiguro zostały wydane już w roku 1981, jego kariera literacka rozpoczęła się w 1982 roku. W 1983 roku, wkrótce po opublikowaniu swojej pierwszej powieści Kazuo Ishiguro był nominowany przez magazyn Granta jako jeden z "Najlepszych Brytyjskich Młodych Pisarzy". Podobne wyróżnienie otrzymał także w 1993 roku.

ZBIGNIEW HERBERT - biografia i bibliografia

Zbigniew Herbert, urodzony 29 października 1924 we Lwowie, – polski poeta, eseista, dramaturg, twórca słynnego cyklu poetyckiego "Pan Cogito", autor słuchowisk; kawaler Orderu Orła Białego. Z wykształcenia ekonomista, prawnik i filozof.

Pierwszych dwadzieścia lat życia, w tym okres okupacji, spędził w rodzinnym, wielokulturowym Lwowie. Następnie ukończył studia ekonomiczne w Akademii Handlowej w Krakowie i prawnicze na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studiował też filozofię. W 1951 r. osiadł w Warszawie, skąd od roku 1958 wyruszał na kilkuletnie wyprawy do Europy Zachodniej. Pierwsze teksty publicystyczne ogłosił w roku 1948, pierwsze utwory poetyckie w roku 1951, ale za właściwy debiut poetycki uważał wydany w roku 1956 tom „Struna światła”.

OSCAR WILDE - biografia i bibliografia

Oscar Fingal O'Flahertie Wills Wilde, urodzony 16 października 1854 w Dublinie, irlandzki poeta, prozaik, dramatopisarz i filolog klasyczny. Przedstawiciel modernistycznego estetyzmu.

Był synem znanego chirurga, okulisty i laryngologa Sir Williama Wilde'a i Lady Jane Wilde, poetki, która prowadziła jeden z najznamienitszych salonów literackich Dublina.

Młody Oscar Wilde odbierał edukację najpierw w Portora Royal School w Enniskillen (1864-1871), a następnie w Trinity College w Dublinie (1871-1874). Już tam zyskał opinię wybitnie zdolnego, którą potwierdził studiując w latach 1874-1878 w Magdalen College w Oxfordzie. We wszystkich szkołach wyróżniał się, zdobywał nagrody i stypendia. W Oksfordzie w roku 1878 zdobył pierwszy laur poetycki za wiersz "Ravenna". Na uniwersytecie znany był szczególnie ze swego błyskotliwego humoru i daru wymowy, z drugiej strony wyróżniał się ekstrawagancją. Demonstrował swoją zniewieściałość, nosił długie włosy, drwił z "męskich" zawodów sportowych, a swoje pokoje przystrajał pawimi piórami, kwiatami, porcelaną i innymi bibelotami. W tym okresie stał się przedstawicielem estetyzmu, który głosił hasło "sztuka dla sztuki".

GRAHAM GREENE - biografia i bibliografia

Henry Graham Greene, urodzony 2 października 1904 w Berkhamsted, angielski powieściopisarz i dramaturg. Autor powieści psychologicznych, często z sensacyjną akcją wykorzystywaną dla ukazania problematyki etyczno-religijnej. Zaliczany jest do twórców o światopoglądzie katolickim. Pracował także jako dziennikarz i krytyk.

Był czwartym z sześciorga rodzeństwa. Jego młodszy brat – Hugh został później dyrektorem BBC.

Greene studiował w Balliol College w Oksfordzie. W trakcie studiów opublikował swój debiutancki tomik poetycki, który jednak nie odniósł sukcesu. Po uzyskaniu dyplomu zajmował się dziennikarstwem – na początku w "Nottingham", następnie zaś w „The Times”. W tym okresie rozpoczął korespondencję z Vivien Dayrell-Browning, swoją przyszłą żoną, z powodu której nawrócił się na katolicyzm.

MARTYNA WOJCIECHOWSKA - biografia i bibliografia

Martyna Wojciechowska (właściwie Marta Eliza Wojciechowska), urodzona 28 września 1974 w Warszawie, polska prezenterka telewizyjna, dziennikarka, podróżniczka i pisarka.

W wieku 7 lat trenowała gimnastykę artystyczną. Absolwentka XXII Liceum Ogólnokształcącego im. Jose Marti w Warszawie. Z wykształcenia ekonomistka - studiowała zarządzanie i marketing, zdobyła specjalizację z zarządzania zasobami ludzkimi. W 2005 roku obroniła z wyróżnieniem pracę dyplomową na podyplomowych studiach MBA w Polish Open University (Wyższej Szkole Zarządzania). Pasję do motoryzacji łączy z zamiłowaniem do nurkowania i wszelkich sportów ekstremalnych (m.in. wspinaczka wysokogórska) oraz podróżowaniem. W 2002 roku wzięła udział w rajdzie Paryż-Dakar - ukończyła go jako pierwsza Polka i kobieta z Europy Środkowo-Wschodniej. 22 stycznia 2010 roku stanęła na ostatnim szczycie zdobywając Koronę Ziemi. Jest trzecią Polką, która wspięła się na wszystkie najwyższe góry siedmiu kontynentów.

RAFAŁ A. ZIEMKIEWICZ - biografia i bibliografia

Rafał Aleksander Ziemkiewicz, urodzony 13 września 1964 w Piasecznie, polski dziennikarz, publicysta, komentator polityczny i ekonomiczny, pisarz science fiction i działacz fandomu.

Ukończył polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Mąż Aleksandry Ciejek, brat Pawła Ziemkiewicza.

Karierę publicysty zaczynał jako felietonista tygodnika "Najwyższy CZAS!". Pracował też jako dziennikarz i publicysta m.in. w radiu Wawa i PR IV. W 1995 został stypendystą National Forum Foundation. Pracował w krajowym biurze kongresowym amerykańskiej Partii Republikańskiej i wydziale prasowym jej stanowych struktur w Seattle. Związany z "Gazetą Polską" od początku jej istnienia, gdzie najpierw kierował działem cywilizacja, a następne działem publicystyki. Z redakcji odszedł w 1997. Od tej pory jest niezależnym publicystą.

JULIAN TUWIM - biografia i bibliografia

Julian Tuwim, urodzony 13 września 1894 w Łodzi, zm. 27 grudnia 1953 w Zakopanem, polski poeta żydowskiego pochodzenia, pisarz, autor wodewili, skeczy, librett operetkowych i tekstów piosenek.

Ukończył łódzkie gimnazjum (1914), studiował prawo i filozofię na Uniwersytecie Warszawskim (1916-18). Współpracował z pismem "Pola esperantisimo" (1911-1914), gdzie umieszczał przekłady na esperanto wierszy polskich. Jako poeta debiutował wierszem "Prośba" w "Kurierze Warszawskim" (1913). Od 1915 tłumaczył z języka rosyjskiego, a także współpracował z łódzkimi kabaretami Bi-Ba-Bo i Nowości oraz z teatrzykiem Urania. W 1916-1919 współpracował z warszawskim pismem studenckim "Pro arte et studio". W 1918 był współzałożycielem kabaretu literackiego Pikador, a następnie współtwórcą (1919) i czołowym przedstawicielem grupy poetyckiej Skamander, stałym współpracownikiem miesięcznika "Skamander" (1920-1928, 1935-1939) i tygodnika "Wiadomości Literackie" (od 1924). Zamieszczał utwory na łamach wielu czasopism i dzienników. Prowadził ożywioną działalność jako autor tekstów i piosenek kabaretowych (zwykle podpisywanych pseudonimami). Współpracował z pismami satyrycznymi. Wraz z Antonim Słonimskim i Janem Lechoniem przygotowywał dodatki prima-aprilisowe "Kuriera Polskiego" (1920-1925), razem z nimi pisał także szopki polityczne (1922-1930).

STEFANIA GRODZIEŃSKA - biografia i bibliografia

Stefania Grodzieńska, urodzona 2 września 1914 roku w Łodzi,polska pisarka, aktorka estradowa i teatralna, satyryczka.

Jako dziecko mieszkała w Moskwie, potem wyjechała wraz z rodziną do Berlina. Uczęszczała tam do szkoły baletowej; tańca uczyła się także w Łodzi.

Do Warszawy - miasta, z którym jak deklarowała czuła się najbardziej związana - Grodzieńska przyjechała w 1933 roku. Znalazła pracę w teatrzyku Cyganeria, tańczyła też w Teatrze Kameralnym, w końcu Fryderyk Jarosy zaangażował ją do zespołu Cyrulika Warszawskiego. Podczas pracy nad programem "Słońce" w Cyruliku w roku 1937 Grodzieńska poznała satyryka i komediopisarza Jerzego Jurandota - swojego przyszłego męża. On należał do elity pisał piosenki i teksty kabaretowe. Ona była piplają girlsą, później tancerką solistką. Dał jej swoją książkę z dedykacją: "Żonie". "Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś żonaty!" powiedziała z wyrzutem. Nie zrozumiała, że to oświadczyny. Pobrali się miesiąc później.

MARIA KRUGER - biografia i bibliografia

Maria Krüger, urodzona 6 września 1904 w Warszawie, polska pisarka literatury dziecięcej oraz dziennikarka w prasie dla dorosłych czytelników.

Ukończyła Wydział Humanistyczny UW oraz Akademię Nauk Politycznych w Warszawie. Z zawodu ekonomistka.

Debiutowała w 1928 w „Płomyczku”. Pisała również do czasopism: „Świerszczyk”, „Płomyk” oraz przedwojennych: „Dziatwa”, „Słonko” i „Poranek”. Podczas okupacji współdziałała z grupą „Epoka”. Uczestniczyła w powstaniu warszawskim.