...Stoi na stacji lokomotywa,
Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa...*
Ośmielę się stwierdzić, że każdy z was, jeśli nie z pamięci, to ze 
słyszenia zna pierwsze wersy "Lokomotywy" J. Tuwima. Ba! Jestem też 
pewna, że co najmniej połowa zna ten wiersz na pamięć. Ja się 
przynajmniej do nich zaliczam, choć przyznam, że zawsze mieszam 
końcówkę. Ale czas najwyższy się poprawić. I mam ku temu wspaniałą 
okazję - małą miłośniczkę literatury!
Nie, nie będę przypominać ani streszczać, o czym jest ten wiersz. Opiszę
 natomiast kilka rzeczy, które nadzwyczaj mi się tu podobają i które 
można wykorzystać na wiele sposobów. Przede wszystkim sam tekst, w 
którym miejscami roi się od elementów dźwiękonaśladowczych lub też 
nagromadzona jest taka liczba głosek szumiących, syczących czy też 
ciszących, że z czystym sumieniem można wykorzystywać "Lokomotywę" jako 
pewnego rodzaju terapię logopedyczną. Czytając dzieciom już od 
najmłodszych lat wspieramy zarówno rozwój mowy jak i pamięć. Nie 
oszukujmy się - bardzo często maluszki już po dwóch, trzech tygodniach 
słuchania potrafią recytować wybrane fragmenty na pamięć, a na pewno są w
 stanie wyłapać nasze błędy i próby oszustwa (czyli na przykład 
przeskakiwanie o kilka wersów). Taka forma "terapii" jest bardzo 
wskazana, a w niektórych przypadkach wręcz konieczna dla dalszego 
prawidłowego rozwoju mowy u dziecka. "Lokomotywa" służy do tego celu 
znakomicie (a mówię to jako logopeda). 
Co jeszcze zasługuje na uwagę? Oczywiście rytm. Nieczęsto zdarza się, by
 autor w tak fantastyczny sposób przedstawiał bohatera wiersza (w tym 
wypadku lokomotywę) zarówno poprzez słowa, jak i poprzez odpowiedni rytm
 i akcenty. Dzięki temu dziecko nie tylko słyszy, ale i niejako czuje, w
 jaki sposób rozpędza się i gna przed siebie lokomotywa ciągnąca te 30 
wagonów.
Wyobraźnia każdemu podpowiada często niespotykane nigdzie obrazy. A 
podczas słuchania wiersza działa ona ze zdwojoną mocą. Lecz gdy przy 
tekście pojawiają się ilustracje, rzecz mamy ułatwioną (choć może i 
wręcz przeciwnie..). Tym razem przy wyborze wydania kierowałam się tym, 
co najlepsze, czyli rysunkami Jana Marcina Szancera. Istnieje mnóstwo 
różnych ilustracji "Lokomotywy", lecz tylko te wykonane przez Szancera 
zapadły mi głęboko w pamięć i ilekroć pomyślę o tym wierszu, widzę 
właśnie tę czarną lokomotywę z czerwonymi kołami, ciągnącą za sobą 
malutki wagonik z węglem. Dlaczego najprostsze obrazki mają w sobie taką
 moc? I czy najmłodsze pokolenie także ma podobne skojarzenia? Nie wiem,
 ale mam nadzieję, że moja córeczka tak właśnie zapamięta ten odchodzący
 powoli w niepamięć pojazd parowy.
W każdym zdaniu powyższej notki zachwycam się "Lokomotywą", dlaczego 
więc tylko 5,5? Niestety muszę brać pod uwagę całokształt wydania, a to,
 które posiadam (Oficyna Wydawnicza G&P 2012), nie satysfakcjonuje mnie do końca. Przede wszystkim 
jest to strasznie mała książeczka - kwadrat o wymiarach 10x10, a więc 
zarówno ilustracje, jak i czcionka są również mikroskopijnej wielkości. 
Podczas zakupu wydanie to uwiodło mnie układem harmonijkowym, 
wyobrażałam sobie, że tytułowa lokomotywa będzie tak pięknie wydłużać 
się strona po stronie i rosnąć w siłę po każdym odkryciu nowego okienka.
 Tymczasem efekt nie jest aż tak idealny, jakbym tego chciała. Jednak za
 tę cenę (ok. 5 zł) jestem w stanie wybaczyć owe małe niedociągnięcie. 
Mam też nadzieję, że córeczka wkrótce zainteresuje się tym wierszykiem i
 wspólnie będziemy buchać, uchać, puffaać i uffać w takt stukotu kół. Do
 czego zachęcam wszystkich rodziców!
...I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to,
Tak to to, tak to to!...*

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz