wtorek, 4 marca 2014

Julian Tuwim "Lokomotywa"


 


 ...Stoi na stacji lokomotywa,

Ciężka, ogromna i pot z niej spływa:
Tłusta oliwa...*
Ośmielę się stwierdzić, że każdy z was, jeśli nie z pamięci, to ze słyszenia zna pierwsze wersy "Lokomotywy" J. Tuwima. Ba! Jestem też pewna, że co najmniej połowa zna ten wiersz na pamięć. Ja się przynajmniej do nich zaliczam, choć przyznam, że zawsze mieszam końcówkę. Ale czas najwyższy się poprawić. I mam ku temu wspaniałą okazję - małą miłośniczkę literatury!
Nie, nie będę przypominać ani streszczać, o czym jest ten wiersz. Opiszę natomiast kilka rzeczy, które nadzwyczaj mi się tu podobają i które można wykorzystać na wiele sposobów. Przede wszystkim sam tekst, w którym miejscami roi się od elementów dźwiękonaśladowczych lub też nagromadzona jest taka liczba głosek szumiących, syczących czy też ciszących, że z czystym sumieniem można wykorzystywać "Lokomotywę" jako pewnego rodzaju terapię logopedyczną. Czytając dzieciom już od najmłodszych lat wspieramy zarówno rozwój mowy jak i pamięć. Nie oszukujmy się - bardzo często maluszki już po dwóch, trzech tygodniach słuchania potrafią recytować wybrane fragmenty na pamięć, a na pewno są w stanie wyłapać nasze błędy i próby oszustwa (czyli na przykład przeskakiwanie o kilka wersów). Taka forma "terapii" jest bardzo wskazana, a w niektórych przypadkach wręcz konieczna dla dalszego prawidłowego rozwoju mowy u dziecka. "Lokomotywa" służy do tego celu znakomicie (a mówię to jako logopeda). 
Co jeszcze zasługuje na uwagę? Oczywiście rytm. Nieczęsto zdarza się, by autor w tak fantastyczny sposób przedstawiał bohatera wiersza (w tym wypadku lokomotywę) zarówno poprzez słowa, jak i poprzez odpowiedni rytm i akcenty. Dzięki temu dziecko nie tylko słyszy, ale i niejako czuje, w jaki sposób rozpędza się i gna przed siebie lokomotywa ciągnąca te 30 wagonów.
 
Wyobraźnia każdemu podpowiada często niespotykane nigdzie obrazy. A podczas słuchania wiersza działa ona ze zdwojoną mocą. Lecz gdy przy tekście pojawiają się ilustracje, rzecz mamy ułatwioną (choć może i wręcz przeciwnie..). Tym razem przy wyborze wydania kierowałam się tym, co najlepsze, czyli rysunkami Jana Marcina Szancera. Istnieje mnóstwo różnych ilustracji "Lokomotywy", lecz tylko te wykonane przez Szancera zapadły mi głęboko w pamięć i ilekroć pomyślę o tym wierszu, widzę właśnie tę czarną lokomotywę z czerwonymi kołami, ciągnącą za sobą malutki wagonik z węglem. Dlaczego najprostsze obrazki mają w sobie taką moc? I czy najmłodsze pokolenie także ma podobne skojarzenia? Nie wiem, ale mam nadzieję, że moja córeczka tak właśnie zapamięta ten odchodzący powoli w niepamięć pojazd parowy.
W każdym zdaniu powyższej notki zachwycam się "Lokomotywą", dlaczego więc tylko 5,5? Niestety muszę brać pod uwagę całokształt wydania, a to, które posiadam (Oficyna Wydawnicza G&P 2012), nie satysfakcjonuje mnie do końca. Przede wszystkim jest to strasznie mała książeczka - kwadrat o wymiarach 10x10, a więc zarówno ilustracje, jak i czcionka są również mikroskopijnej wielkości. Podczas zakupu wydanie to uwiodło mnie układem harmonijkowym, wyobrażałam sobie, że tytułowa lokomotywa będzie tak pięknie wydłużać się strona po stronie i rosnąć w siłę po każdym odkryciu nowego okienka. Tymczasem efekt nie jest aż tak idealny, jakbym tego chciała. Jednak za tę cenę (ok. 5 zł) jestem w stanie wybaczyć owe małe niedociągnięcie. Mam też nadzieję, że córeczka wkrótce zainteresuje się tym wierszykiem i wspólnie będziemy buchać, uchać, puffaać i uffać w takt stukotu kół. Do czego zachęcam wszystkich rodziców!
...I koła turkocą, i puka, i stuka to:
Tak to to, tak to to,
Tak to to, tak to to!...*
* pierwsze/ostatnie zdanie powyższego wiersza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz