...Gdy coś mnie nadto wzruszy 
Lub serce mi podrażni,
Chowam się aż po uszy
Do swojej wyobraźni...* 
Czy
 poezja może być interesująca? Czy satyryczne wierszyki sprzed stu lat 
mogą nadal śmieszyć? Czy teksty piosenek kukiełkowego teatrzyku "Zielony
 balonik" przyniosły Żeleńskiemu sławę i rozgłos? Ależ oczywiście, na 
wszystkie te pytania odpowiadam twierdząco. Choć przyznam szczerze, że 
nie spodziewałam się po tym pisarzu (który do tej pory istniał w mojej 
świadomości jako fantastyczny tłumacz dzieł francuskich) aż tak 
podszytego ironią poczucia humoru. 
Teksty
 zawarte w zbiorze "Słówka" powstawały mniej więcej w latach 1906 - 1912,
 czyli w czasach zaborów. Kraków i Lwów, czyli miejsca, w których często
 przebywał Żeleński, należały do Austro-Węgier, najbiedniejszego, ale i 
najmniej ingerującego w życie polskiej społeczności kraju. Stąd te, z 
braku czy też niedostatku innych przywilejów i atrakcji, zaczęto tworzyć
 różnego rodzaju kabarety. Dziś kabaret kojarzy nam się z kilkoma 
facetami wiercącymi się po scenie i wypowiadającymi teksty nie 
przedstawiające jakiejkolwiek wartości literackiej, sentymentalnej czy 
moralizatorskiej. Po prostu mamy się śmiać. Ale czy się śmiejemy? 
Żeleński
 natomiast pisał teksty, które oprócz uśmiechu (a czasami wręcz chichotu
 lub głośnego śmiechu) miały ukazać pewne cechy naszego społeczeństwa. 
Te dobre i te złe. Te wesołe i te smutne. Historyczne i współczesne. 
Przede wszystkim jednak w większości przypadków ponadczasowe. Dlatego 
śmieszą i bawią każdego czytelnika nawet dziś. Często nie wprost, lecz 
gdzieś pomiędzy wersami; nie od razu, lecz po chwili, czasami nawet nie 
za pierwszym razem, lecz za trzecim, piątym, ósmym. 
W
 tym zbiorze znajdziemy wiersze, krótkie monologi, dramaty, piosenki 
(wraz z zapisem nutowym) oraz opowiadania. Te ostatnie najbardziej 
przypadły mi do gustu, choć jest ich niestety bardzo niewiele. 
Dodatkowym atutem jest dosyć szczegółowa biografia autora, jego 
przedmowa oraz mnóstwo przypisów do poszczególnych tekstów - nie 
oszukujmy się, nie wszyscy jesteśmy mistrzami historii i bardzo często 
to, co opisuje Żeleński, jest dla nas kompletnie niezrozumiałe. 
Cóż
 mogę dodać - bardzo miło spędziłam czas w towarzystwie Pana Żeleńskiego
 i jego specyficznego poczucia humoru. Dzięki niemu nieco inaczej 
spojrzałam na rzeczywistość Galicji pod zaborem i jej społeczność. Nie 
omieszkam sięgnąć po kolejne tomy z serii "Pisma", do czego również Was 
namawiam. Naprawdę warto!
...Ale dziś jesteśmy przecie
Między swymi, w kabareice,
Cóż pan tutaj nam pokaże?
...Trzeba zmienić te witraże...* 
* Pierwsze/ostatnie zdanie powyższej publikacji