poniedziałek, 5 maja 2014

Bernard Cornwell "Zimowy monarcha"

Lubię poznawać legendy. Zwłaszcza te dotyczące krajów, o których niewiele wiem lub znam tylko ich współczesną historię. Nie mam serca historyka i nie zawsze am ochotę zgłębiać liczne kroniki, opasłe tomy dziejów ze źródłami historycznymi i tysiącami innych przypisów. Ale legendy  to zupełnie co innego - niby baśń, a jednak pewne elementy historii przeplatają się między wierszami. I tylko od czytelnika zależy, na ile w tę opowieść uwierzy.
Legend o rycerzu Arturze - właścicielu Excalibura, mężu Ginewry, przyjacielu Merlina i władcy Brytanii - jest całe mnóstwo. Wstyd się przyznać, ale nie przeczytałam ani jednej. Znałam zaledwie kilka szczegółów, głównie ze słyszenia, filmów lub seriali. Tak więc moja wiedza na temat dawnej Anglii z mrocznych czasów była bardzo marna. By nie powiedzieć, że żadna. Ale oczywiście miałam na ten temat swoje wyobrażenia - piękny i waleczny król Artur, którego kochają wszyscy mieszkańcy Brytanii, mądry i nieomylny. Piękna Ginewra, skromna, niewinna, delikatna - idealna. No i Merlin, wspaniały mag, pocieszyciel biednych i uciśnionych, zawsze stojący po stronie prawdy, dobra i wspierający Artura w każdym działaniu. Wzorcowe postacie - tak jak powinno być w legendzie. A tymczasem...
Całą prawdę o tamtych czasach przedstawia nam Derfel, zakonnik chrześcijański i jeden z przyjaciół Artura, spisując to, co widział na własne oczy w kronikach. Jako chłopiec został przygarnięty przez Merlina, wychowywał się w jego "posiadłości" (jeśli coś takiego można w dzisiejszych czasach określić mianem grodu czy zamku - ściany z kamieni, dachy z drewna, łóżka ze słomy, ubrania ze skór i lnu, a posiłki z tego, co zebrało się na polu lub upolowało w lesie) - Ynys Wydryn. Merlin był najważniejszym druidem Brytanii, drżeli przed nim królowie i władcy ziem, bali się go nawet najwięksi wrogowie - Sasowie. Nic więc dziwnego, że gdy księżniczka Norwenna miała powić syna - jedynego następcę tronu Dumnonii, król Uther wysłał ją właśnie do Ynys Wydryn i pozostawił pod opieką Morgany (swej nieślubnej córki), która posiadała moc porozumiewania się z bogami. Merlin bowiem zniknął, odszedł i nikt nie wiedział dokąd.
Wnuk Uthera, po śmierci swego ojca, stał się jedyną nadzieją na przedłużenie rodu. A król czuł, że jego dni dobiegają końca i ktoś musi zająć jego miejsce. Dlaczego nie Artur? Bo nie! Bo to bękart, syn z nieprawego łoża i w dodatku zdrajca, który pozwolił, by prawowity następca tronu - Mordred zginął w czasie walki z wrogiem kraju. Za to właśnie Uther nienawidził Artura. Ale kochała go cała Brytania, gdyż był waleczny, jako jedyny potrafił odeprzeć ataki wroga i oddałby wszystko, by Brytania zjednoczyła się i stałą się potęgą. Wszyscy stali za nim murem, choć nie wiedzieli, co tak naprawdę myśli, czuje i jakie ma plany wobec swego kraju. A wróg stał u bram. Trzeba było zjednoczyć choćby część krain Brytyjskich, by wspólnie odeprzeć najazdy. Jak  tego dokonać? Rozmawiać, pertraktować, obdarowywać złotem i ręką księżniczki. Nigdy jednak nie będzie się miało pewności, które rozwiązanie przyniesie spodziewane skutki...
Długo by opowiadać o historii, którą przedstawia Derfel. Nie mam czasu ani ochoty opisywać wszystkich wydarzeń, a bez nich nie dałabym rady nakreślić głównych wątków. Jedno jest pewne - znajdziecie tu sporo walki, ciekawe i skomplikowane rozmowy, będzie sensacyjnie, chwilami radośnie, lecz najczęściej będzie się tu lała krew. No i będzie trochę magii i niespodziewanych zwrotów akcji.
Och, jakże Bernard Cornwell zmienił moją wizję dawnej Brytanii! I jakże jestem mu za to wdzięczna! Jak wspaniale uczłowieczył Artura, nadał mu cechy typowe dla młodego, inteligentnego, ciekawego świata mężczyzny, który ma swoje wzloty i upadki, który potrafi porwać tłumy, po to tylko, by w następnej chwili jednym miłosnym aktem zniweczyć wszystko, co udało mu się do tej pory zdobyć. Tak, mężczyzna nie zawsze myśli zdroworozsądkowo (i chwała mu za to!). A Artur był mężczyzną z krwi i kości, nie oparł się więc urokowi Ginewry, która zastawiła na niego sidła. A miała do tego talent, oj miała! Bardzo była doświadczona w tych sprawach...
Pozostaje tylko tajemnicza postać narratora. Dlaczego Derfel, przyjaciel Artura, wojownik i wyznawca dawnej religii Brytów zostaje chrześcijaninem? Oto wielka tajemnica, która wyjaśni się zapewne w dalszych częściach trylogii. Bardzo jestem ciekawa jak potoczą się losy bohaterów "Zimowego monarchy". Mam tylko małą nadzieję, że w kolejnych częściach akcja będzie się toczyła nieco bardziej wartko, bez zbędnych kilkunastostronicowych rozmów, szczegółowych opisów pojedynków, które chwilami nużyły i wybijały z rytmu. To jedyny zarzut, jaki mam wobec książki.
Na ostatnich stronach "Zimowego monarchy" autor wyjaśnia, ile jest w jego książce prawdy, na ile opierał się na legendach, a co jest wytworem jego wyobraźni. Te informacje także bardzo dobrze ukazują, dlaczego Artur jest tak ważną w świecie postacią i dlaczego tylko na legendach możemy się w tym przypadku opierać.
Bardzo dobra lektura. Nie zachwycająca, ale trzymająca w napięciu i pozostawiająca niedosyt oraz ciekawość, co będzie potem... Tego dowiem się już niebawem, a kiedy się dowiem, to i wam opowiem, chociaż trochę :)  A tymczasem kto jeszcze nie miał w ręku "Zimowego monarchy", niech nadrobi zaległości i kibicuje wielkiemu Arturowi w drodze ku zjednoczeniu Brytanii.

2 komentarze:

  1. Mam tę książkę na półce od X lat i aż mi wstyd z tego powodu, bo wciąż jeszcze jej nie przeczytałam. Ale obiecuję poprawę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, warto to nadrobić :) tylko jedna uwaga - jeśli jesteś miłośniczką tradycyjnych legend o Arturze i jego rycerzach, to ta książka może ci się nie spodobać. Takie opinie przynajmniej słyszałam - książka burzy wiele stereotypów o tych bohaterach :) mnie się to akurat podobało.

      Usuń