...Naszym grodem rodzinnym jest Lewisham Road...*
Rzadko sięgam po literaturę dziecięcą i młodzieżową XIX wieku. Mam wrażenie, że nic się w tych historiach nie dzieje, wątki ciągną się w nieskończoność, i wszystko kończy się dobrze, szczęśliwie i przewidywalnie. No cóż, nie pomyliłam się i tym razem, chociaż przyznam, że moje obawy i przemyślenia nie do końca się sprawdziły.
Poznajemy
tu bowiem szóstkę rodzeństwa, która po śmierci matki i kłopotach
finansowych ojca nie może uczęszczać do szkoły. Nie może także jeść
ulubionych przysmaków, podróżować, nosić najpiękniejszych ubrań. Bardzo
brakuje im mamy i dawnego życia. Postanawiają więc wziąć sprawy w swoje
ręce - odszukać skarb, dzięki któremu odbiją się od finansowego dna i
wspomogą biednego ojca. Zarządzają naradę i każde z nich wymyśla własny
niepowtarzalny sposób na zdobycie skarbu. Przyznam szczerze, że pomysłów
to im nie brakowało.
Cóż
z tego, skoro większość pomysłów nie udała się, głównie ze względu na
ugrzecznione wychowanie dzieci. A planowali kilka ciekawych rzeczy,
między innymi napad, handel winem, pożyczkę u Żyda - lichwiarza czy
redagowanie gazety. Na dodatek, cokolwiek zarobili, od razu trwonili na
szczytne cele lub łakocie. I gdy już mieli zamiar poddać się i pogodzić z
własnym losem, nieoczekiwanie skarb sam ukazał się ich oczom. Choć
szczerze mówiąc solidnie sobie na niego zapracowali.
Książka
początkowo nudziła mnie i denerwowała. Jak można być tak grzecznymi i
ułożonymi dziećmi?! Dziękuję, proszę, przepraszam - odzywali się tak
nawet do siebie podczas zabawy. Do tego tradycyjnie dziewczynki były
grzeczne, cichutkie i spokojne, a chłopcy wpadali na najciekawsze
pomysły.Strasznie irytowały mnie ich charaktery i zachowania. Więc
dlaczego w sumie historia ta zainteresowała mnie na tyle, że nawet nie
zauważyłam, kiedy dobrnęłam do ostatniej strony..? Nie umiem opowiedzieć
na to pytanie. Nie wiem, czy to sposób pisania Nesbit, czy ciekawość,
co też zdarzy się w następnym rozdziale, czy po prostu zwyczajna nutka
tęsknoty do dzieciństwa... Przypomniały mi się własne pomysły i niezbyt
bezpieczne zabawy.
Czy
wręczyłabym tę książkę własnemu dziecku? Owszem. Po to, by zobaczyło,
jak kiedyś bawiły się dzieci, jaką miały wyobraźnię i ile zabawek
(czytaj żadnych) potrzebowały, by miło i ciekawie spędzić wolny czas.
Także po to, by poznało dawne czasy, odkryło inny świat i styl
wypowiedzi. W końcu po to, by poznało szóstkę bardzo miłych, kochających
się bohaterów, pełnych radości, humoru i optymizmu nawet w tak trudnych
dla nich czasach.
...Biedny Indianin z odległych stron wraca,
I kogoż po drodze spotyka?
Spotyka poszukiwaczy skarbu,
Którzy szukali i znaleźli największy skarb...
Drogiego i dobrego wuja... *
* Zdania zapisane kursywą to początek i koniec powyższej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz