Czy prawdziwa przyjaźń może przetrwać na dobre i na złe? Większość ludzi twierdzi, że tak, inaczej nie można by nazwać tego przyjaźnią. Ian McEwan ukazuje nam jednak nieco inne odcienie prawdziwej, męskiej i szorstkiej, brutalnej i pozbawiającej złudzeń, przyjaźni między dwoma starszymi mężczyznami. Temat ciekawy, wątki wciągające, a mimo wszystko czegoś zabrakło... No cóż, po kolei.
Dwaj przyjaciele, światowej sławy kompozytor Clive i redaktor naczelny ogólnokrajowej gazety Vernon spotykają się na pogrzebie wspólnej kochanki - Molly. Jako, że była dla nich bardzo ważną osobą (nie tylko w sprawach łóżkowych), a jej śmierć po krótkiej chorobie bardzo ich zaskoczyła, postanowili zawrzeć układ, iż jeśli jednemu z nich zdarzy się popaść w podobny stan, drugi zrobi wszystko, by ułatwić mu odejście z tego świata. Cóż z tego, gdy niedługo po zdarzeniu ich przyjaźń zostaje wystawiona na ciężkie próby.
Przyjaciół gubią własne ambicje. Clive w głębi duszy uważa się za muzycznego geniusza chcącego dorównać samemu Beethovenowi. Vernon czuje i wie, że jest najwyższej klasy dziennikarzem, który właśnie zdobył kompromitujące zdjęcia jednego z polityków i zrobi na tym ogromną karierę. Oboje zupełnie nie rozumieją postępowania tego drugiego. Zaczynają w pewien sposób ze sobą rywalizować. Każdy z nich zaczyna zamykać się we własnym świecie, co prowadzi do wiecznych kłótni i awantur, a w ostateczności kończy się tragicznie.
Bardzo ciekawy temat, bardzo fajny pomysł na książkę. Bardzo wrażliwa w latach, gdy powstał "Amsterdam" (1998), sprawa eutanazji, została tu przez McEwana dosyć inteligentnie "potraktowana". Szczegółowo nakreślone portrety psychologiczne głównych bohaterów to również ogromny plus książki. Powieść wciągnęła mnie na tyle, że nieustannie szukałam wolnej chwili, by dowiedzieć się, co dalej. A mimo to końcowy odbiór nie jest zadowalający. Owszem, zaliczam "Amsterdam" do książek dobrych, ciekawych, ale nic poza tym. Być może jest to kwestia stylu, w jakim pisze McEwan. Nie potrafię wyjaśnić, co mnie w nim drażni, będę więc musiała sięgnąć wkrótce po inne jego powieści, by zdefiniować ów "feler" :)
Czy książka zasłużyła sobie na tytuł Booker Prize? Pomysłem, tematem poruszonym w powieści jak najbardziej tak! A o gustach czytelniczych tudzież drażliwym sposobie pisania się nie dyskutuje, bo to indywidualna sprawa czytelnika. Ciekawa jestem waszych opinii na temat tej książki, bo zapewne większość ma już tę lekturę za sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz