...Niewielka wioska Kołotowka, 
ongiś posiadłość pewnej obywatelki ziemskiej, którą za rezolutny i 
czupurny charakter przezwano w okolicy Stryganichą (prawdziwe jej 
nazwisko pozostało nieznane), a dzisiaj własność jakiegoś 
petersburskiego Niemca, leży na stoku gołego wzgórza, od góry do dołu 
przeciętego strasznym wąwozem, który ziejąc jak otchłań, wije się 
głęboką rozpadliną samym środkiem ulicy i skuteczniej niźli rzeka - 
przez rzekę można przynajmniej przerzucić most - rozdziela dwie strony 
ubogiej wioseczki...* 
Ileż
 to już razy obiecywałam sobie, że nie sięgnę więcej po literaturę 
rosyjską..? Mimo to od czasu do czasu łamię to postanowienie, no i mam 
za swoje... (o ile w przypadku utworu Turgieniewa było to tylko 20 stron, o 
tyle inna powieść rosyjska, którą czytam niestrudzenie od prawie 3 
miesięcy, to już nie lada wyczyn:)). To niesamowite, że literatura 
każdego kraju ma w sobie coś tak niepowtarzalnego i charakterystycznego,
 że bardzo często zdarza mi się szukać utworów i autorów właśnie pod 
kątem kraju, z którego pochodzą. Stąd wiem na pewno, że gdy sięgnę po 
literaturę francuską, na 90% zainteresuje mnie, zachwyci lub chociażby 
wzbudzi pozytywne emocje. 
Wracając
 jednak do opowiadania I. Turgieniewa. Cóż, sama nie wiem, co mogę o nim
 napisać. Sam tytuł wskazuje, iż bohaterami utworu są śpiewacy. Tak, to 
prawda. Narrator, bardzo uważny obserwator życia w wiosce Kołotowce, 
prowadzi nas do niewielkiego szynku "Przytulnego", gdzie odbywać się 
mają zawody w śpiewaniu (nie wiem jak to inaczej opisać - na pewno nie 
jest to karaoke!). Naprzeciw siebie stają dwaj wytrawni śpiewacy: Jaszka
 Turek i Jakub przedsiębiorca. A rozstrzygnąć o losach konkursu mają 
stali bywalcy szynku. Ot i cała historia. Oczywiście jeden z nich 
wygrywa, otrzymuje nagrodę, dzieli się nią z publicznością... Jeśli mam 
być szczera - opowiadanie o niczym. 
I.
 Turgieniew jest zapewne bardzo dobrym pisarzem, piękne i strasznie 
długie opisy przyrody, niezwykły dar obserwacji tego, co ludziom w duszy
 gra i całkiem ciekawy styl. Rodzi się tylko jedno pytanie - po co 
wydawać pojedyncze, nic nie znaczące opowiadanie, które nie budzi 
żadnych emocji, nie charakteryzuje się niczym specjalnym i sprawia, że 
człowiek przez kilka chwil siedzi przykuty do fotela i nie może powrócić
 do realnego świata? Po co?! Na pewno nie po to, by zachęcić do 
sięgnięcia po większe zbiory opowiadań tegoż autora. Mnie absolutnie to 
nie zachęciło...Wręcz przeciwnie. 
Cóż
 mogę jeszcze dodać... Sięgnęłam po to opowiadanie z powodu jubileuszu 
urodzin autora, no i trochę też z ciekawości. Do ostatniej strony 
liczyłam na to, że coś się wydarzy. No ale się przeliczyłam. Utwierdza 
mnie to w przekonaniu, że literatura rosyjska nie jest bliska memu sercu
 i dam sobie z nią spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Długi czas...    
 
...- Antropka-a-a! - wciąż jeszcze dźwięczało w powietrzu pełnym nocnych cieni...*
* Zaznaczone cytaty to pierwsze i ostatnie zdanie powyższego opowiadania

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz