Majdanek 1943 rok. W baraku tyfusowym leży ciężko chory Igor, który marzy jedynie o cukrze. Za jedną kostkę jest w stanie oddać wiele pajd chleba, które przechowywał na czarną godzinę. Do nieuczciwej wymiany doszłoby, gdyby nie nieznajomy z górnego siennika, który nie pozwolił na taką niesprawiedliwość. Numer 3569, Wowa, „Ruski Doktor”, tajemniczy osobnik, który nie lubi o sobie opowiadać, a do którego ludzie lgną jak do miodu, przynosząc mu różne dowody sympatii. To właśnie on ratuje po raz kolejny Igora, zabierając go do Bloku Czternastego w charakterze pisarza. Tam ma szansę przeżyć. I tak rodzi się wielka, głęboka przyjaźń. Kim jest „Ruski Doktor”, noszący na piersi literę „P” sugerującą, że jest Polakiem, ale nie mówi dobrze po polsku, nie zna też Roty, ani Warszawianki? Po kilku miesiącach znajomości Wowa decyduje się opowiedzieć Igorowi historię swojego życia. Opowiada, jak z chłopca z Salskich Stepów dręczonego głodem nauki zmienia się w „bezprizornego”- wychowanka ulicy. Łut szczęścia powoduje, że dostaje się do domu wychowawczego Niny Pietrownej, dzięki której zdobywa wyksztalcenie, a potem pracę. Zdanie po zdaniu przybliża nas do wyjaśnienia, jak to się stało, że znalazł się na Majdanku. Poznajemy Kiczkajłę, Lońkę i „Klukwę jagodę charoszają”. Dalsze losy bohaterów łączą się aż do obozu w Oświęcimiu, gdzie w 1944 roku Diergaczew decyduje się na dołączenie do transportu osób cierpiących na malarię. I tak się kończy książka...
Szczęśliwie na jej końcu znajdziemy między innymi „Prawdziwe przygody autora i bohaterów tej książki”, gdzie Igor Newerly wyjaśnia genezę powstania „Chłopca z Salskich Stepów”. Wyjaśnia, że prawdziwe nazwisko bohatera Włodzimierza Iljicza Diegtiariewa zmienił na Włodzimierza Łukicza Diergaczowa, aby nie było skojarzeń z Leninem, ponieważ „Przypadkowa zbieżność imion mogłaby czytelnikowi sugerować, że autor zrobił to specjalnie i nie bez powodu zaznaczył takie podobieństwo”. Jeden z moich ulubionych bohaterów – Kiczkajło- niestety jest postacią fikcyjną, którą autor stworzył, ponieważ w meandrach pamięci znalazł, że główny bohater po ucieczce z obozu był pielęgnowany przez mężczyznę ogromnego wzrostu. Newerly, pochodzący z Białowieży, uczynił go członkiem faktycznie istniejącego „leśnego rodu Kiczkajłłów, którzy byli, są i będą w Białowieży, póki puszcza szumi”. Wyjaśnia również, że Diegtiariew wcale nie ukrywał się na Kurpiach, ani nigdy nie poznał Heleny Grzelakowej. Faktycznie było to u wdowy z dwójką dzieci, ale w innym miejscu. Prawdziwa bohaterka nazywała się Adela Narowska i dane było Newerlemu poznać ją w przyszłości.
Igor Newerly przez wiele lat sądził, że jego przyjacielowi nie udało się przeżyć. Dopiero w 1957 roku spotykają się ponownie. Newerly pisze, że „Chłopiec z Salskich Stepów” przysłużył się Diegtariewowi, który za rządów Stalina był szykanowany jako były więzień niemieckich obozów. Dzięki tej książce jego imię zostało nieco oczyszczone.
Nie da się ukryć, że książka w zamiarze była napisana dla młodszych czytelników, to się wyczuwa w użytym języku, skrótach myślowych, prostszych opisach. Część obozowa została jednak opisana bardzo dobrze, przemawia do wyobraźni, a jednocześnie opisy nie przerażają. Mimo trudnego tematu, to ciepła, żywa opowieść, w której akcja toczy się wartko, postacie są wyraziste i pełnokrwiste. Część tocząca się w domu wychowawczym nosi znamiona ducha korczakowskiego, wszak Newerly nie tylko był sekretarzem Janusza Korczaka, ale później przejął od niego "Mały Przegląd", który redagował aż do wybuchu wojny. Jednakże nie mogę przymknąć oczu na to, że pewne fakty zostały przemilczane, niedopowiedziane, a pewne rzeczy zasugerowane w sposób niezgodny z prawdą historyczną. Nie mnie wyrokować, czy książka została napisana tak, bo inaczej nie przeszłaby przez cenzurę, czy odzwierciedla prawdziwe lewicowe odczucia i przekonania autora. Jako książka bazująca na biografii Włodzimierza Iljicza Diegtiariewa podobała mi się i z chęcią sięgnę po “Leśne morze” tego autora.
Notka pochodzi z Myśli Czytelnika.
Przeczytałem, ponieważ jestem nałogowym czytaczem, a znalazłem tę książkę w walizie po dziadku. Przeczytałem wiele opisów dróg życiowych. Starałem się spojrzeć na tę pozycję jakbym ją czytał w 1947r. Nie odmawiam jej walorów, zwłaszcza przystępności, ale na dzisiaj jest wiele książek opisujących tamte dzieje zgodnie z prawdą. Kłamstwa i przemilczenia wyzierają z każdej strony.
OdpowiedzUsuńjakie konktetnie kłamstwa i przemilczenia?
UsuńIgor Newerly mial dar budowania pieknych opowiesci w niezrownany sposob. Chlopiec z Salskich Stepow to bodaj jego debiut literacki, ten sam wyjatkowy styl opowiadania powtarza pozniej w kilku innych swietnych powiesciach. Nie interesuje mnie to czy opowiadane historie sa podkolorowane tak by byly bardziej pro komunistyczne. Byloby by to zreszta zrozumiale, skoro ksiazke wydano w 1948 r. Natomiast nie mozna tej pozycji szufladkowac w slowach eg. "Kłamstwa i przemilczenia wyzierają z każdej strony.". Newerly sam byl ofiara komunizmu. Do Polski uciekal przed rewolucja 1917. Watpliwe zatem zeby po tym palal sympatia do komunizmu. Co natomiast nie wyklucza sympatii do ludzi ze wschodu.
OdpowiedzUsuńPiękna powieść i tyle . Bezsensowne zarzuty o propagandę są bez znaczenia . Przyklejane są do wszystkiego co powstało przed 90r . Jak mawiał Pawlak był czas przywyknąć
OdpowiedzUsuń